Sunday, March 30, 2014

Koncert Thicke, "Aga, I love you!" i ja w... Chinach?! - Zbior z ostatnich dni :).

Six Flags Over Georgia
Tak! Ponad polowa jednego z punktow na mojej "to-do list" zostala wykonana. Zalozylam sobie, ze chce odwiedzic co najmniej 3 parki Six Flags. Nie pytajcie, dlaczego akurat minimum 3, a nie np. 4... Nie wiem, tak po prostu wyszlo. Pierwszy byl na drugim koncu kraju, czyli w Los Angeles, a w ostatnia niedziele wybralam sie do drugiego w Atlancie, zaledwie 45 minut drogi autem ode mnie. I na pewno bede tam jeszcze nie raz, bo mam wejsciowke sezonowa! Wiecie, jakie to jest bez sensu z cenami tam... Wejsciowka jednodniowa kosztuje ok. $68*, a sezonowa, na nieograniczona ilosc wejsc w sezonie, $75*... No to prosze Was, co sie bardziej oplaca?! Oczywiscie, ze sezonowka. Tym razem nie obylo sie tez bez specjalnego urzadzonka, ktore pozwala na omijanie kolejek i wchodzenie na rollercoastery od razu po rezerwacji. Jak szastac, to szastac, a co! Bylo super, naprawde. Uwielbiam adrenaline, ktora towarzyszy parkom rozrywki. 
Na pierwszy ogien tym razem poszla wieza zwana "acrophobia", czyli "lek wysokosci". Jak mozna sie domyslic, siadacie sobie na krzeselku, wiezdzacie do gory (w tym przypadku w czasie wjazdu na gore wszystko obraca sie wokol wlasnej osi) i po kilku sekundach spadacie na dol. Wysokosc tego w Atlancie to 200 stop, czyli niecale 61 metrow (KLIK). Tutaj dwa jakby plusy to fakt, ze fotele przechylaja sie troche do przodu, wiec twarz skierowana jest bardziej na dol, niz calkiem na wprost. Poza tym, na gorze puszczaja jakas muzyczke jak z horrorow, bez kitu. Jakas kobieta spiewa dziwnym glosem, a te krotka piosenke konczy slowami: "...and going down". Na gorze okazalo sie, ze jest znacznie wyzej, niz sie wydawalo, stojac na dole i powiem Wam, ze az przerazenie poczulam. No ale to jest takie pozytywne przerazenie... Ah, uwielbiam to :))).
I tu mam dla Was mala niespodzianke! Otoz, bedac w parku, nagralam krociutki filmik z pozdrowieniami dla Was :). Nie tylko moje wlosy wtedy byly mokre, ale cale ciuchy tez. Tyle dobrze, ze (tak, chwale sie pogoda) mialam krotkie spodenki, to przynajmniej nie musialam sie meczyc z mokrymi dzinsami. Filmik znajdziecie po kliknieciu na fotke ponizej.



Robin Thicke
Koncert, na ktory tyle czekalam, juz za mna. W zwiazku z tym, ze bilet kupilam w ostatniej chwili, mialam beznadziejne miejsce. Nie sprawilo to jednak, ze zle sie bawilam, bo ogolnie koncert bardzo mi sie podobal. Wiadomo, ze Thicke nie jest najlepszym wokalista ever, ale moim zdaniem ma naprawde fajny glos, ktory potrafi wykorzystac.
Nie podobalo mi sie to, ze koncert byl w teatrze i przez wiekszosc koncertu polowa publicznosci siedziala. SERIO?! Ja nie usiadlam ani na chwile i brakowalo mi bardzo tego szalu pod scena. Brakowalo mi bycia mokrym od potu po bawieniu sie z tlumem ludzi oczywiscie w pierwszym rzedzie. Wiecie, kiedy wstali wszyscy? Tak, na "Blurred lines", ktora to piosenka byla ostatnia tego wieczoru. Najbardziej znana, ale zdecydowanie nie jego najlepsza. Polecam posluchac innych piosenek z jego plyt, niektore sa zupelnie inne i jest naprawde sporo calkiem dobrych.
Moja pierwsza reakcja a'propos publicznosci jest taka, ze no niestety, ale polska publika wymiata :)!
Tym razem nie walczylam o zrobienie sobie zdjecia ani nic, bo po pierwsze, lubie jego muzyke, ale jakas mega fanka nie jestem, a po drugie ubralam sie bardzo nieodpowiednio do pogody (co zobaczyc mozecie na fotce troche wyzej po lewej), a strasznie wialo, wiec nie chcialam zamarznac. Uff, dlugie zdanie mi wyszlo... No nic.
Generalnie koncert na plus. Robin zdecydowanie na plus :). Tak samo jak i jego zespol, i chorek. Publika na minus. Czekam na nastepne koncerty, zeby miec co porownac!
Ponizej filmik ze slynna piosenka pt. "Blurred lines".



Chiropraktyk
Pamietacie moja pelna rozpaczy notke, w ktorej napisalam o moim biednym kregoslupie? Jesli nie, zapraszam TUTAJ.
Zastanawialam sie nad tym jakis czas i w koncu zdecydowalam sie zgodzic na chiropraktyke. Ogolnie przeraza mnie to, co oni robia i nie moge patrzec i sluchac tego wszystkiego (mozecie obczaic zdjecia na googlach, zeby miec lepsze wyobrazenie tego, o czym mowie), dlatego dla mnie znalazla sie inna, o wiele lagodniejsza metoda. Wykorzystuje ona urzadzenie, ktore mozecie zobaczyc klikajac TU. Metoda ta jest zupelnie bezbolesna i nie czuje zadnego dyskomfortu podczas wizyt. Przed tym wykonywany mam masaz w celu rozluznienia miesni.
I jakie to jest niesamowite, ze w niedziele lazilam 4 godziny bez przerwy i nie czulam ZADNEGO bolu. Od pierwszego dnia po wizycie czulam masakryczna poprawe. I nie moge sie nadziwic, naprawde. To jest dla mnie takie niewiarygodne! Tyle meczenia sie w Polsce z tym wszystkim, a tu raz-dwa i znalazlam kobiete, ktora od reki mi pomogla. Powiedzialam jej ostatnio, ze bylam bardzo zaskoczona tym, ze nie czuje w ogole bolu. Ona odpowiedziala, ze nie jest w ogole tym zaskoczona. Powiedziala, ze od poczatku wiedziala, ze tak bedzie i dodala: "nie pakowalabym cie w to, gdybym nie miala 100% pewnosci, ze ci to pomoze". I co prawda do poprawy stanu mojego kregoslupa jeszcze dluga droga, ale zycie bez bolu jest milion razy lepsze.

Lowcy.B w Chicago
Jakis czas temu przegladalam sobie glowna na fejsie i mignal mi post ze strony Lowcow o tym, ze lecialo wtedy "Dzieki Bogu juz weekend" z nimi i potem podpis: "a za chwile tu..." i link do jakiejs strony. W ogole sie nie zainteresowalam, no bo przeciez i tak bym nie poszla. Kilka godzin pozniej trafilam na ten post raz jeszcze i tym razem w oczy rzucil mi sie symbol dolara. Zmruzylam lekko oczy i zobaczylam, ze w maju maja wystepy w Chicago, New Jersey i prawdopodobnie rowniez w Nowym Jorku! Mowie Wam, tak sie podekscytowalam, ze szok. Traf chcial, ze akurat siedzialam w salonie, obok mnie Margie i Nathan, ktorzy zaczeli sie ze mnie smiac ;). Oczywiscie lece, a jak. Tak czy siak chcialam leciec do Chicago, bo jest tam kilka miejsc, ktore chcialam zobaczyc, a teraz przynajmniej mam jeszcze konkretniejszy powod, co bardzo mnie cieszy. Postanowilam wiec poleciec sobie na kilka dni. Nie moge sie doczekac! Myslalam, zeby isc rowniez na wystep w New Jersey, ale normalnie sie zalamalam, jak zobaczylam, jakie sa loty! Ja nie rozumiem, jak moze nie byc jakiegos normalnego bezposredniego polaczenia z Chicago do New Jersey! No bo sory, ale 6 godzin to troche za duzo...

"Aga, I love you!"
Ostatnio dostalam dwie kartki od Alicii, ktore sprawily, ze tak mi sie cieplo na sercu zrobilo, ze sobie nie wyobrazacie! Ona czesto daje nam jakies obrazki i w ogole, ale lubi tez pisac listy i rozne kartki... Dlatego czasem pisze sobie jakas wiadomosc, wklada ja do koperty, ktora potem zakleja, nastepnie pisze do kogo i od kogo oraz rysuje znaczek. Moje dwa najnowsze listy:

"I love spending time with you! Love, Alicia"
Na rysunku ten wiekszy kot to jej, w sumie to nasz ;), 
kot o imieniu Cleo, a ten mniejszy, to moj kot w Warszawie - Irys. 
Wiecie, dlaczego jest mniejszy? Cytuje: "bo jest bardzo daleko, w Polsce, 
wiec wydaje sie, jakby byl mniejszy". Ten czlowieczek, to Alicia.

"I am glad you are going to stay here for a long time. A"
Ten rysunek po prawej stronie, to kolorowa tecza, kilka serduszek, 
a te koleczka, to "hundred kisses".

Matka Alicii
A tutaj tylko taka ciekawostka... Alicia leci z jej matka do Chin na ponad dwa tygodnie i wczesniej padl pomysl, zebym to ja leciala ja odebrac (bo jej matka zostaje dluzej) i Nathan powiedzial, ze moglabym sobie poleciec na tydzien czy cos i pozwiedzac. Spoko, sam lot, inny kraj, inny jezyk... Tego sie nie boje. Zawsze na couchsurfing da sie znalezc kogos, z kim moglabym sie spotkac i w ogole. No i mialabym wycieczke do Chin za darmo! Ale wiecie, co sobie pomyslalam... Nie, ja nie bede sie uzerac z jej matka. Co ja bym miala niby zrobic, gdyby cos jej strzelilo do glowy i stwierdzilaby, ze nie da mi Alicii? A uwierzcie mi, ze jest do tego zdolna. Mialabym o wiele mniejsze pole do popisu, niz jej tata, wiec przekonalam go, ze jednak lepiej, zeby to on lecial. Ufff.
Btw, wiecie, jak ta kobieta mowi na mnie do Alicii? Cytuje: "asshole". To samo mowi o Nathanie. Coz...

Angielski
Wsiaklam do reszty. "Seriously?!", wypowiadane tym mega zdziwionym glosem; "you know", wtracane co chwile; "and stuff", gdy koncze zdanie; "like", ktore pasuje wszedzie; "really...", gdy jestem rozczarowana... Ostatnio, gdy powiedzialam zdanko: "it was like totally awesome", podnoszac jednoczesnie dlon i machajac ja glupio na wysokosci mojej klatki, Host normalnie wysmial mnie w twarz :P. Powiedzial, ze gadam jak typowa Amerykanka.
"And I was like... seriously?! You know, I was kinda shocked and stuff."


A na koniec, tradycyjnie juz w takich notkach, selfie :D.


Buziaki,
Aga

Tuesday, March 25, 2014

Gdzie ja wlasciwie mieszkam?

* Na poczatku zaznaczam, ze moj Host zgodzil sie, abym dodala te wszystkie informacje oraz zdjecia.
_______________________________________________________________________

Miala to byc notka z serii "z zycia codziennego", ale jednak przecenilam swoje mozliwosci. Tamta wciaz sie pisze, tzn. nie ze sama sie pisze, ja nad tym pracuje :), wiec w tym czasie dodam cos innego. Wreszcie post o tym, gdzie mieszkam... Dlugo kazalam na to czekac, ale obiecalam, wiec oto jest!


Moje miejsce zamieszkania w USA to stan Georgia, dokladnie miasteczko o nazwie Sharpsburg w hrabstwie Coweta, 40 min drogi (38 mil, co daje 61km) autem na poludnie od Atlanty, ktora jest stolica stanu. W sumie to jest bardziej Tyrone, aplikacja pogodowa zawsze mi to czyta i w ogole, bo Sharpsburg jest troche dalej (jakies 11 mil), no ale adresujac listy, wpisuje sie wlasnie Sharpsburg (to samo, gdy szuka sie adresu np. na google maps albo na gps), co jest troche dziwne w sumie. Siedziba hrabstwa miesci sie w Newnan, czyli w innym miasteczku polozonym niecale 11 mil (ok. 17km) od mojego miejsca zamieszkania. W okolicy, czyli 6 mil (niecale 10 km) dalej jest Peachtree City, ktore miesci sie w hrabstwie Fayette. To tam bywam najczesciej.
Cala moja "wspolnote" przechodze codziennie dookola po 5 razy, gdy mi sie chce albo 4, gdy mam leniwy dzien ;). Jedno okrazenie to 1 mila, czyli jakies 2.6km. Chodniki koncza sie w momencie konca 'osiedla'. Dalej juz tylko auto albo spacer po trawiastym poboczu, jesli ktos to preferuje.

Cos w rodzaju trojkata, czyli polnocny wschod to Tyrone, 
poludniowy zachod to Newnan, a poludniowy wschod - Peachtree City.

Ostatnio dowiedzialam sie, jakie sa tu ceny domow. Zaczynaja sie od $270.000 i dochodza do ok. $600.000. Cena domu, w ktorym mieszkam, w chwili zakupu wynosila $560.000. Teraz jego wartosc jest oczywiscie nizsza.
Wzdloz pewnej ulicy bardzo blisko mnie mieszcza sie domy, a raczej powiedzialabym, ze palace jakies, ktorych ceny to nawet $1.000.000! Natomiast ceny domow, kupowanych przez przecietnego Amerykanina w Georgii, to "zaledwie" $100.000, chociaz znalezc mozna tez i tansze, jednak wtedy liczyc trzeba sie z bardzo niskim standardem.

Zdjecia? Prosze bardzo! Troche szkoda, ze drzewa i trawniki nie sa jeszcze zielone (ale juz wszystko zaczyna kwitnac!), ale jak juz wszystko sie ogarnie, to na pewno porobie inne zdjecia. Sama dla siebie, a przy okazji wrzuce i Wam tutaj. W sumie to fotki nie sa zbyt ciekawe, bo wszystko wyglada prawie tak samo, no ale to nic, to nic :)...

Moje codzienne spacery, zeby sie nie zasiedziec...



Odkryty, darmowy basen! Fajnie bedzie sie schlodzic w upalne dni...

Pobocza, ktorymi moge sobie isc do supermarketu ;).

"Centrum handlowe". Tu bywam dosc czesto.

Publix

Biblioteka w Tyrone, jakies 7min drogi autem.

Park i jeziorko obok biblioteki.

Ten sam park z drugiej strony.

Callaway Gardens w Pine Mountain...

...godzine drogi autem z domu.

A jak mniej wiecej wyglada dom, w ktorym mieszkam? Nie bede pokazywac wszystkich pomieszczen, bo to bez sensu, wrzuce tylko pare fot. Owych pomieszczen jest w sumie 17, a jakby doliczyc dwa na strychu, to wyjdzie 19. Tyle tylko, ze te dwa na poddaszu sa nieuzywane. Pewnie sa tam jakies graty czy cos, nie wiem.


Ta ROZOWA perkusja zabija moje bebenki w uszach ;).

"Play room", obok ktorego znajduje sie moj pokoj.

Pokoj Alicii.

No i czas na moje krolestwo ;)...

Od dawna kupuje narzute na lozko, bo ta nie pasuje, 
ale jakos nie moge sie porzadnie zebrac do tego...

Cala ta sciana bedzie zapelniona zdjeciami! 
Na razie tyle, bo kupilam za malo ramek.
W kacie siedza moje urodzinowe miski, ktorym nadalam juz imiona.
Niebieski to Kiwi, a malpka to Cinnamon. Nie pytajcie czemu... Tak wyszlo.

I moja mapa, na ktorej jest coraz wiecej pinezek, 
oznaczajacych miejsca, w ktorych bylam.
W jednym z tych bialych pudelek trzymam pamiatki, ktore zbieram od poczatku
bycia w Stanach - rachunki, bilety, pocztowki, itp. Jest juz w polowie pelne!
Ten kawalek barierki po lewej stronie od moich drzwi, to wejscie do pokoju zabaw,
ktore jest dwa schodki wyzej.


Na koniec tragedia nad tragediami! Jak tu przyjechalam, to zrobilam zdjecie tego, jak wyglada okolica widoczna z mojej lazienki. Oto zdjecie:


Widzicie te drzewa? Tak sobie myslalam, ze to bedzie tak swietnie wygladac na wiosne, jak wszystko zakwitnie i w ogole. Wiecie, jak to teraz wyglada? Tak:


Oh :((.


Do nastepnego!
Pozdrowienia,
Aga


PS. Zgadzam sie z tym, co przeczytalam w jednym z komentarzy, ze zdjecia sa ciut za male. Teraz nie bede poszerzac bloga, ale jak bede zmieniac wyglad, to zrobie to i bede dodawac wieksze foty :).

Wednesday, March 19, 2014

Hilton Head Island, SC - kolejny stan zaliczony!

Teraz czas na notke o miejscu oddalonym o 4 godziny drogi autem ode mnie (w Poludniowej Karolinie), w ktorym to miejscu spedzilam weekend, i gdzie spalilam sie na sloncu znowu. Ale, co jest najlepsze, opalenizna na rekach (bo tylko tu sie opalilam, w koncu nie latalam w bikini czy cos) z czerwonej zmienila sie w brazowa! Jest to dla mnie niemaly szok, bo skora NIGDY wczesniej mi nie brazowiala, wiec cos tu sie zmienilo... Ah, to amerykanskie slonce! Tak czy siak, jakos bardzo duzo do opowiadania nie mam, bo w sumie nie zwiedzalam za bardzo, a i temperatura wody nie byla na tyle zadowalajaca, zeby poszalec ze sportami wodnymi. Raczej lazilam sobie to tu, to tam... Dodaje wiec kilka zdjec z podpisami :).

Coligny Beach

Btw, moja pierwsza az tak rozowa rzecz w zyciu :P.


Bardzo lubie takie widoki!

Wycieczka, ktorej celem bylo zobaczenie delfinow... 
Coz, nie tym razem. Moze nastepnym sie uda! OBY.



Podobno jest tam mnostwo dzikich zwierzat, 
ktore ludzie czasem widuja. 
Widzialam zdjecia w internecie i niektorzy widzieli 
naprawde prawie wszystko, lacznie z aligatorami, 
przechodzacymi przez droge...

... Ja widzialam wiewiorki. Zawsze cos ;D!


Latarnia morska w Harbour Town, widziana z lodki.



Jak wspominalam, szalu w tej notce nie ma, ale miejsce i tak mi sie podobalo i na pewno jeszcze tam wroce! Jedynym minusem bylo to, ze bylo bardzo cieplo, a ja sie tego nie spodziewalam i mialam dlugie spodnie, w ktorych sie doslownie smazylam. Nauczona na bledach, nastepnym razem wezme rozne dlugosci spodni na wszelki wypadek. 

Nastepny wpis bedzie jednym z tych w cyklu "zycie codzienne" :). Dzisiaj wieczorem natomiast wreszcie poczytam Wasze blogi!

Pozdrowienia,
Aga

Thursday, March 13, 2014

"Jesli bedziesz tu w swoje urodziny, to bedzie oznaczalo, ze zostaniesz na zawsze." - Alicia przepowiada przyszlosc ;).

Tak, tak, 11 marca byl dniem, kiedy mi tez stuknal kolejny, 22. juz rok zycia. Jakby wziac pod uwage to, na ilu blogach ostatnio czytalam o urodzinach, to mozna by wnioskowac, ze wszystkie urodzilysmy sie mniej wiecej w tym samym czasie. Z jednej strony to lepiej, bo latwo zapamietac, a i swietowac razem mozna, ale z drugiej... Nie wiem, chyba nie ma drugiej strony. Wydaje sie to plusem, minusow nie widze.


Calkiem szczerze mowiac, czegos tam od mojej rodzinki sie spodziewalam. Tym bardziej, ze jak zeszlam na dol po herbate, to Alicia siedziala przy stole i mowila: "Aga, nie patrz, nie patrz! Ja tu cos rysuje, ale to na pewno nie jest dla ciebie. Ale nie patrz!" ;). W ogole to byla cala konspiracja. Wlasciwie na poczatku tylko Nathan wiedzial, kiedy mam urodziny, bo wypelnial tyle roznych formularzy, ze zdazyl zapamietac. Zadzwonil wiec z pracy do Margie i powiedzial jej, ze cos tam przywiezie i w ogole, po czym ona pojechala do sklepu po wieksze zakupy, by zrobic urodzinowa kolacje. Dlatego tez jak wieczorem zeszlam na dol, zaskoczyl mnie stol pelen pysznego jedzenia, bukiet kwiatow (moich ulubionych tulipanow zreszta), tort, kartki... Zaspiewali mi "happy birthday" i dobrze, ze mialam makijaz, bo w przeciwnym razie zobaczyliby ogromne rumience na mojej twarzy ;). Po kolacji powiedzieli, zebym poszla do swojego pokoju, gdzie zastaly mnie dwa duze miski, ktore uwielbiam i normalnie musze jakies imiona wymyslic. Najlepsze bylo to, ze jakos ponad miesiac temu, gdy bylismy przypadkiem w sklepie z zabawkami, to powiedzialam, ze fajnie byloby miec takiego miska, ale nie chodzilo mi przeciez o nic. Nawiazalam wtedy do jednego, ktorego mam w Warszawie (dostalam go od moich przyjaciol z fanclubu Filipa). Okazalo sie, ze Host ma dobra pamiec czasem i nie dosc, ze dostalam tego, ktorego pokazalam wtedy, to w bonusie wzbogacilam sie tez o malpe. Dlaczego? Bo malpy to moje ulubione zwierzeta i nie da sie tego nie wiedziec, spedzajac ze mna tyle czasu. Ale pozniej to juz w ogole szoku doznalam. Pamietacie, jak pisalam Wam, ze jade na koncert Bruno Marsa? Wtedy nie mialam jeszcze biletu, ale bylo duzo dostepnych. Mimo tego, ze zawsze kupowalam wszystko wczesniej, tak teraz nie wiem, co mi sie stalo, ze chcialam poczekac. W sumie nawet nie wiem na co chcialam czekac, no ale nie jest to wazne. Gdy chcialam w koncu zakupic bilet, okazalo sie, ze sa wyprzedane! Zostaly same na sektory za scena, co jest totalnie bez sensu przeciez. W innych miastach w poblizu bylo to samo i az sie poplakalam ze zlosci, ze wczesniej tego nie zrobilam, serio. I wiecie, co dostalam dzien pozniej, jako jeszcze jeden prezent urodzinowy? Bilet na koncert Bruna na miejsce na samym dole blisko sceny. Serio?! Ja nie wiem, jak on to zrobil, naprawde. Jedyny warunek, jaki uslyszalam: "nie pytaj, ile zaplacilem". SZOK.



Kilka godzin wczesniej Alicia powiedziala to, co wpisalam w tytule posta, czyli: "jesli bedziesz tu w swoje urodziny, to bedzie oznaczalo, ze zostaniesz na zawsze". Ja zapytalam: "wiesz, kiedy sa moje urodziny?", ona na to, ze nie i zapytala kiedy, ale w koncu powiedzialam, ze dowie sie w swoim czasie no i sie dowiedziala wieczorem. 

Mega fajnie sie czulam, naprawde. Sprawili, ze poczulam sie tak calkiem czescia rodziny i w ogole, kolejny raz zreszta. A jak Nathan chcial zrobic zdjecie naszej trojki, tzn. mi, Alicii i Margie, to Mala powiedziala: "zrob zdjecie calej rodziny!". Slodziak taki, ze szok :).


Zdecydowanie jedne z lepszych urodzin w moim zyciu. Tym bardziej, ze z calej mojej "prawdziwej rodziny" odezwala sie tylko moja babcia, siostra i siostra cioteczna. Cala reszta miala mnie gdzies, jak zwykle ;). A tu ludzie, ktorzy jeszcze 4 miesiace temu byli dla mnie zupelnie obcy, traktuja mnie tak cieplo... Genialne uczucie!
Nie mowie tu oczywiscie o znajomych, ktorym raz jeszcze dziekuje za wszystkie mile slowa, jakie otrzymalam!

Ogolnie, to ja nie jestem osoba, ktora swoje urodziny traktuje w jakis powazny sposob. Nie przypominam ludziom o tym i nie oczekuje niczego. Dlatego tym fajniej jest byc otoczonym ludzmi, dla ktorych jest to wazne. I teraz znowu slodze, jak nie wiem co, ale naprawde powiem Wam, ze decyzja o przylocie tutaj byla najlepsza decyzja w moim zyciu, bo odzylam i weszlam w kolejny rok swojego zycia z mega pozytywnym nastawieniem, ktorego w Polsce w ogole nie mialam.

I tym pozytywnym akcentem zakoncze te jedna z krotszych notek w mojej karierze blogerskiej.

Do nastepnego!
Pozdrowienia,
Aga



PS. Plany, ktore mialam na weekend troche sie zminily. Odwiedzilam 'tylko' Hilton Head Island w Poludniowej Karolinie. Polnocna kiedy indziej, a notka o tym nastepnym razem!

Friday, March 7, 2014

Pierwsza wizyta w szpitalu zaliczona, czyli jak wyglada opieka medyczna w Stanach + skrot z ostatniego tygodnia.

Hejka! Witam ponownie po ponad tygodniu mojej nieobecnosci na blogu. Czy dzialo sie cos ciekawego przez ten czas... No dzialo sie i to sporo. Troche pozytywow, troche negatywow, ale generalnie koncowy bilans oceniam na plus. No ale po kolei...

tax
W zeszlym roku oczywiscie nie zarobilam az tyle, zeby rozliczac sobie tu podatki, wiec, odpowiadajac jednemu z komentujacych, nie wyjasnie nic w tym temacie, bo nic nie wiem. Moja AD powiedziala, ze lepiej zrobic cos wczesniej, ale nie do konca wiem co. W drugiej polowie miesiaca AD chce sie spotkac z kilkoma au pairkami z okolicy na kawe i wtedy tez wyjasni, o co chodzi z tym "na zapas".

szkola
Bozeeeeeee, jak mnie ten temat dobija, to sobie nie wyobrazacie nawet... Szukalam, szukalam i szukalam, i nic nie znalazlam. Nie wiem czy to jest kwestia tego, ze moje zainteresowania sa tak wyszukane, ze nie moge znalezc zadnego fajnego kursu, czy co. Stwierdzilam, ze nie bede wydawac pieniedzy na cos, co mnie kompletnie nie kreci, bo to strata i czasu, i kasy ktora moge wykorzystac inaczej. Postanowilam wiec isc na kurs angielskiego mimo tego, ze kobieta, z ktora o tym rozmawialam powiedziala, ze, wedlug niej, ja wcale tego kursu nie potrzebuje. No ale problem tym, ze wsrod wszystkiego, co widzialam, moglabym isc na jedna rzecz i musialabym jechac 1.5 godziny w jedna strone na polnoc od Atlanty. No to sam dojazd to w sumie 3 godziny + 3 godziny zajec, czyli mam 6 godzin z glowy. Nie, dziekuje bardzo. Ten kurs angielskiego jest za darmo, wiec jakby mi cos wpadlo do glowy pozniej, to nadal bede miala do wykorzystania to $500, ktore Host Family musi przekazac na edukacje. 
Ale powiem Wam, ze sie troche wkurzylam ostatnio, bo pojechalam sie zarejestrowac w ostatni wtorek i oczywiscie nic z tego nie wyszlo, bo nie mialam formularza I-94. Moze to jest oczywiste, ze powinnam to miec, nie wiem, ale nie pomyslalam po prostu. A jak bylam tydzien wczesniej dowiedziec sie wszystkiego, to mi babka nie powiedziala, ze musze miec ten formularz, a wymienila wszystko inne. I wiecie, kiedy teraz moge jechac? 4 kwietnia. Super... Nie do konca to rozumiem, bo przeciez one tam maja komputery i drukarke, wiec nie wiem, dlaczego nie moglam tego tam wydrukowac. Pomijam fakt zarejestrowania sie chociazby dzien pozniej, bo one tam caly czas sa. No ale dobra tam... Pocieszam sie faktem, ze nie bylam jedyna osoba z tym problemem. Zawsze to jakis plus.

prawo jazdy
Noooo to jest dopiero katastrofa :D... Stanowe prawko, wedlug prawa w Georgii, powinnam zdobyc w ciagu pierwszych 30 dni od przybycia tutaj. Minely mi wlasnie 122 dni, a ja nadal tego nie mam. Cale szczescie, ze mnie policja nie zatrzymala (odpukac!), bo nie mam zamiaru placic mandatu za jazde wlasciwie bez waznego prawa jazdy. No coz. Ostatnio pojechalam, zeby zdac test i oczywiscie nawet do niego nie podeszlam. Ah, nie pytajcie, dlaczego, bo znowu sie zirytuje. I w tym tygodniu na pewno juz tego nie zrobie, w przyszlym tez nie, wiec dopiero sprobuje we wtorek 18 marca. Zobaczymy, jak to wtedy mi wyjdzie, ale mam nadzieje, ze zalatwie wszystko za jednym razem, bo nie chce mi sie juz z tym bujac, a przeciez musze to w koncu zrobic.

Nowy Jork / Myrtle Beach / Detroit / Birmingham
Nie moge sie doczekac weekendu 11-13 kwietnia, kiedy to wraz z Dorota robimy najazd na Nowy Jork i Karoline! Fajnie, fajnie. Super, ze udalo nam sie znalezc mniej wiecej takie same loty, to przynajmniej nie bedziemy musialy czekac na siebie na roznych lotniskach. Jakby ktos byl ciekaw, to z miesiecznym wyprzedzeniem bilet do NY i z powrotem, wylot w piatek i powrot w niedziele, wyniosl mnie $350. Lece Delta, jak zwykle. Odliczanie czas zaczac!

W piatek jade na Myrtle Beach, ktore miesci sie w Poludniowej Karolinie. Pozniej zahaczam o Greenville w Karolinie Polnocnej, czyli znowu dwa stany za jednym razem! Wracam pewnie w srode wieczorem. Mam nadzieje, ze pogoda bedzie jakas normalna, zeby mi wiatr glowy nie urwal nad oceanem.

Kolejnym planem, tym razem na jeden z majowych weekendow, jest Detroit! Spotkanie z Dorota i male co nieco poza tym :). Mam nadzieje, ze w tym czasie bedzie juz tam nieco cieplej, niz teraz, bo nie mam ochoty lazic po zaspach sniegu. Ale w sumie tak z drugiej strony, w dobrym towarzystwie to i pogoda nie straszna, czyz nie?

Ostatnim pewnym teraz planem jest Birmingham w Alabamie, czyli zaledwie 2 godziny drogi autem stad. Cel podrozy: koncert Bruno Marsa! Objezdza on teraz cale Stany z "Moonshine Jungle Tour 2014", ale niestety nie zahacza o Atlante (co jest dziwne), wiec znalazlam inny, dogodny termin. 11 czerwca!
Powiem Wam, ze bylam na koncercie Bruna w Berlinie prawie dokladnie 3 lata temu, bo bylo to 3 marca 2011 roku. Bylo niesamowicie! Jego glos na zywo - WOW. Po prostu genialny wokal. Pochwale sie, ze mialam nawet okazje sie do niego przytulic, ale to bylo troszke dziwne uczucie, bo on jest baaaardzo niski i czulam, jakbym sie przytulala do dziecka hahaha

szpital
Nie wiem, czy jest sie z czego cieszyc, ale mialam okazje zobaczyc tez, jak dziala amerykanska opieka medyczna. Po pierwsze, ten szpital wygladal jak hotel... I w sumie to byl drugi, w ktorym bylam, ale za pierwszym razem zawiozlam tam matke Nathana i ten wygladal bardzo podobnie. Fajny standard, nie powiem, ze nie. Poza tym, co jeszcze musze powiedziec to fakt, ze nawet siedzac w poczekalni caly czas ma sie jakas tam opieke. W sensie ze pielegniarki spaceruja i pytaja czy wszystko okej, czy moze cos do picia podac, czy cos. Informuja tez, ile trzeba poczekac, na co i dlaczego, wiec nikt nie siedzi i nie zastanawia sie, czy ten lekarz w ogole kiedykolwiek ich przyjmie, czy nie...
Moja historia wyglada tak... Od dziecka zmagam sie z problemami z kregoslupem, ktore nasilaly sie z wiekiem. Wiecie, jak to jest... Skolioza jest bardzo popularna wsrod dzieci i wlasciwie od rodzicow zalezy to, czy stan kregoslupa sie poprawi, czy tez nie, a ja nie chodzilam na zadne zajecia korygujace. Poza tym, bardzo szybko roslam i kosci troche nie nadarzaly za tempem, co tez mialo wplyw. Przez jakies 2-2.5 miesiaca tutaj nie czulam jakiegos wiekszego bolu, wlasciwie to nie czulam go w ogole, wiec cieszylam sie i pewnie za bardzo... Ok. 2 tygodnie temu tak mi sie wszystko nasililo, ze czasami nie moge ruszac reka! U mnie to wyglada tak, ze strasznie boli mnie lewe ramie, wlasciwie to jeden punkt ciut nad lopatka i bol promieniuje mi do calej lewej reki, az do palcow. W takiej sytuacji, gdy np. chodze sobie, musze trzymac ramie scisniete blisko do ciala, bo, gdy nim nie ruszam, to mniej boli. A nie daj Boze musze nosic jakas torbe czy cokolwiek... Wtedy to jest dopiero tragedia.
Poszlam wiec do ortopedy (czas oczekiwania: JEDEN DZIEN; dla porownania: w Polsce na kazda wizyte u ortopedy czekalam minimum poltora miesiaca + kolejny miesiac na termin na badania, z czego od jednego dowiedzialam sie, ze jest tak zle, ze pomoze mi tylko operacja, a od drugiego, ze na pewno nic mnie nie boli, bo on nic na zdjeciach nie widzi, wiec ja zmyslam). Zrobili mi przeswietlenia od razu tego samego dnia, po kilku minutach mialam wyniki. Lekarka, specjalistka od ramion, powiedziala mi, co ona tam widzi i w ogole, ale powiedziala tez, ze nie moze mi poradzic nic, poza rehabilitacja. Dostalam jednak (ZA DARMO) takie urzadzenie, ktore bedzie mi masowac miesnie, przez co bol bedzie mniejszy.
Nie zadowolilam sie tym do konca, bo wlasciwie nadal nic nie wiedzialam, wiec nastepnego dnia poszlam do innego lekarza, dokladnie do chiropraktyka. Bylam juz tam wczesniej i za jednym razem zrobili mi z 8 albo 9 przeswietlen i milion innych testow. No i wczoraj siedzialam z lekarka w gabinecie godzine i sluchalam, co tam u mnie jest nie tak. Byl to pierwszy lekarz w calym moim zyciu, ktory wyjasnil mi wszystko tak dokladnie, ze teraz calkowicie rozumiem, co sie dzieje, dlaczego, po co, itp. I tak sie poplakalam, ze nie moglam sie opanowac, a jak ona mnie zobaczyla w takim stanie, to sama miala lzy w oczach. A co jest ze mna nie tak? Wszystko ;). Generalnie moja kondycja jest dobra, w sensie, ze nie mecze sie szybko, jestem rozciagnieta, zawsze jakies tam cwiczenia porobie i w ogole, ale stan mojego ciala w srodku wola o pomoc.
Po lewej stronie macie obrazek (mozecie powiekszyc po kliknieciu na miniature), ktory przedstawia napiecie miesni, ktore naciskaja na kosci i nerwy i to powoduje bol, z ktorym nie moge sobie poradzic. Kolor bialy to brak napiecia, czyli wszystko okej. Pozniej zielony, niebieski, czerwony i czarny. Im dluzsza linia, tym gorzej. Widzicie, jak to wyglada u mnie?! MA-SA-KRA. Najwiekszy problem z moim kregoslupem, to odcinek szyjny. Normalnie powinien byc wygiety w taka jakby odwrocona literke C, a u mnie jest... calkowicie prosty. Czyli mam minimalne odleglosci miedzy kregami. Jesli nic teraz z tym nie zrobie, to za kilkanascie lat nie bede mogla ruszyc szyja. Generalnie jestem kaleka. I powiem Wam, ze ciesze sie, ze dalam sie namowic na pojscie tam, bo teraz przynajmniej wiem, co robic, co mi jest i w ogole. I wiem, ze ta kobieta mi pomoze.
Zdaje sobie sprawe, ze lece tu prywata, ale pomyslalam, ze no co tam... Nie jest to krepujace ani nic, a moze ktos ma podobny problem i podrzuce jakis pomysl, co dalej robic.
Jak to ktos kiedys powiedzial - trzeba miec zdrowie, by chorowac w Polsce. Zanim sie czlowiek dostanie do jakiegokolwiek lekarza, to mina miesiace, a i tak sie niczego nie dowie. Tam dowiedzialam sie, ze "nic mi nie jest" i lekarz nie uwierzyl, ze mnie boli. Tu natomiast dowiedzialam sie, ze jesli nic nie zaczne robic, to za kilkanascie lat nie bede mogla ruszyc szyja... Widzicie roznice? Taki kawal drogi musialam przeleciec, zeby w koncu wiedziec, co mi jest.

Women's Day
Wiem, ze to jeszcze nie dzisiaj, ale jutro juz notki na pewno nie dodam, wiec przy okazji chcialam zyczyc wszystkim paniom, ktore mnie odwiedzaja, wszyyyyystkiego najlepszego! Nie obchodzi sie tego dnia tutaj, ale w Polsce jest on dosc waznym swietem. Co roku w Warszawie widac mnostwo straganow z kwiatami, prawie kazdy facet ma w rekach tulipany dla swojej drugiej polowki/mamy/siostry, a np. w Zlotych Tarasach laza specjalnie zatrudnieni na ten dzien faceci, ktorzy wreczaja kwiatki tym dziewczynom, ktore jeszcze zadnych nie maja... Najpopularniejsze sa tulipany, czyli moje ulubione kwiaty ever. Ostatnio kupilam sobie kilka zoltych i teraz pomyslalam, ze moglam zrobic foto i wrzucic Wam tu z okazji tego dnia, jako taki wirtualny prezencik ;), ale tego nie zrobilam, wiec robie szybki research w Googlach i wrzucam inne. Lubie ten dzien!

blog
Jeszcze tylko powiem, ze dodalam dwie nowe zakladki (pasek menu pod naglowkiem). Tzn. nowa jest wlasciwie tylko jedna ("poradnik"), natomiast druga ("to-do list") napisana zostala jeszcze przed moim przylotem tutaj, ale jakos zapomnialam dodac. I jak teraz przejrzalam te wszystkie punkty i poskreslalam, co juz zrobilam, to jestem pod wrazeniem, ze tyle mi sie udalo w tak krotkim czasie. A na kilka z tych rzeczy, ktore tam widze, mam juz plany!
Cos jeszcze chcialam dopisac, ale zapomnialam...
A, wiem! Chcialam dopisac, ze dokladnie 4 osoby napisaly mi maila, ze chetnie by zobaczyly jakis filmik nagrany przeze mnie jako bonus do notki, zeby uslyszec jak mowie i w ogole (pomijajac filmik aplikacyjny, wiadomo). Kto wie, moze zostane vlogerka haha Nie, zartuje, nie zostane. Ale moze kiedys cos nagram, bo moj telefon jest calkiem dobry w te klocki, wiec wiecie... Who knows. Dostalam tez maila od 2 au pairek zza granicy, w sensie nie Polek, ktore zapytaly czy moze nie moglabym pisac notek w dwoch wersjach - polskiej i angielskiej. Hmm... Bede calkiem szczera - w chwili obecnej nie chce mi sie :P. Tym bardziej, ze moje notki sa zazwyczaj dluuuuuuugie... Ale to jest takie niesamowite dla mnie, ze tyle ludzi chce mnie czytac! Ciesze sie bardzo z tego powodu.

Na koniec mala samojebka :). 

Czy wiesz, ze...
...przestalam prostowac wlosy, 
zeby dac im troche odpoczac ;)?


Do nastepnego!
Buziaki,
Aga