Tuesday, July 28, 2015

Rozmowa o Zieloną Kartę w USCIS!

// ENGLISH VERSION HERE //



Ten post dodaję wcześniej niż zazwyczaj, więc jeśli nie widzieliście poprzedniego z ostatniej soboty, to serdecznie zapraszam TUTAJ. Podoba mi się ten post i powiem Wam, że jestem z niego dumna.



Tak! Mamy to już za sobą! Szybko poszło, było sympatycznie, a Green Card mam dostać w ciągu 10 dni od wczoraj. Chętnie Wam opowiem jak to wszystko poszło, bo nie obyło się oczywiście bez przygód, więc jeśli jesteście ciekawi to czytajcie dalej!


Interview decydujący o tym czy dostanę zieloną kartę wyznaczony mieliśmy na 27 lipca na godzinę 8:00. Jako że jestem typem, który woli być za wcześnie i po prostu poczekać niż się spóźnić, to wstałam o 6, Nate 15 minut po mnie, a z domu wyszliśmy o 6:50 mając przed sobą 40 minut drogi. Wszystko było spoko, nawet nie denerwowałam się jakoś bardzo, dokumenty miałam przygotowane i wszystko ogólnie zapięte na ostatni guzik. W zawiadomieniu o terminie spotkania jest lista dokumentów, które trzeba ze sobą wziąć, ale ja i tak wzięłam wszystko, co wysłaliśmy. 

Dojechaliśmy na miejsce, stanęliśmy w kolejce i gdy doszliśmy do kolesia, który wpuszczał wszystkich do środka okazało się, że coś jest nie tak. Wziął moje zawiadomienie, czytał jakoś tak dłuzej nic nie mówiąc po czym wszedł do środka. Ja zażartowałam do Nathana i powiedziałam, że co, jeśli jesteśmy w złym miejscu. On zaczął się śmiać i wtedy ten mężczyzna wrócił do nas i powiedział, że... jesteśmy w złym miejscu. Ja zaczęłam się śmiać, ale to był taki nerwowy śmiech, bo już po prostu zwątpiłam! Może zmęczenie, niewyspanie i stres sprawiły, że jakoś nie pomyślałam o upewnieniu się czy w GPS wpisałam odpowiedni adres? Nie wiem. W każdym razie, wsiedliśmy do samochodu i mieliśmy przed sobą 29 minut drogi do odpowiedniego urzędu. Dotarliśmy tam o 8:40, czyli 40 minut po czasie. Kilka minut zajęło nam wejście do środka, bo bardzo miła pani sprawdzał anas (prześwietlali torebki, które można było mieć ze sobą, itp.) i później musieliśmy iść do recepcji. Podeszłam do okienka, pani sprawdziła zawiadomienie po czym dała nam numerek K19 i mieliśmy pojechać na 3. piętro. Zrobiliśmy to więc i na miejscu docelowym byliśmy 50 minut po wyznaczonym terminie spotkania.

Po kilku minutach urzędnik wezwał nasz numerek, więc podeszliśmy i powiedział nam, że przegapiliśmy nasz interview, więc musimy poczekać aż znajdzie chwilę, by się nami zająć. Usiedliśmy w poczekalni i czekaliśmy niecałe 3 godziny. W ciągu tego czasu ludzie wzywani byli co mniej więcej 15 minut. Ja już prawie zasypiałam opierając głowę o ramię Nathana aż w końcu ten sam urzędnik podszedł do nas i zapytał: are you ready? Od razu się rozbudziłam ;) 

Pytania od urzędnika.
Zaprowadził nas do pokoju, gdzie usiedliśmy sobie na krzesełkach. Poprosił nas o podniesienie prawych dłoni, by złożyć przysięgę, że wszystko co powiemy będzie zgodne z prawdą. Urzędnik przejrzał dokumenty, jakie tam miał (a miał wszystko, co wysłaliśmy), po czym poprosił nas o dowody na to, że nasz związek zawarty został z miłości oraz o zdjęcia. Wszystkie przejrzał i oglądając fotki uśmiechał się od czasu do czasu. Później sprawdzał nasze dane czytając pytania z jednego formularza i my musieliśmy na nie odpowiadać - nasze daty urodzenia, adres zamieszkania, imiona rodziców, numery telefonów, Social Security Number (nie pamiętałam swojego, ale to nie był żaden problem), itp. Zaznaczał sobie na tym formularzu wszystkie odpowiedzi po kolei. Później wziął inny formularz i zadawał mi pytania, na które już wtedy odpowiadałam i były to te nieco niedorzeczne pytania, czyli np.: czy w ciągu ostatnich lat uprawiałaś prostytucję; czy kiedykolwiek byłaś członkinią jakiegokolwiek gangu; czy kiedykolwiek zabiłaś kogokolwiek... I tak dalej. On to już niektórych pytań nawet nie musiał czytać, bo znał je na pamięć. Zapytał też, nawiązując do innego formularza, gdzie Nathan pracuje, czy ja mam jakieś biologiczne dzieci oraz jako kto przyleciałam do USA. Zapytał również, nawiązując do I-94, kiedy był ostatni raz gdy przekroczyłam granicę Stanów Zjednoczonych i w jakim to było mieście. Zapytał również jak długo pracowałam jako au pair, czy zatrudniona byłam przez Nathana czy przez agencję, oraz czy dalej jestem w agencji.
Jeśli chodzi o pytania, jakie nam ów pan zadawał dotyczące naszego związku, to było ich bardzo niewiele:
Jak się poznaliście? Tutaj odpowiedź sprawiła, że pan się uśmiechnął szeroko i powiedział, że takiego przypadku jeszcze nie miał ;) Jak właściwie zaczał się wasz związek? Odpowiedź Nathana: no cóż, w końcu mieszkaliśmy razem od samego początku... Urzędnik na to, że no tak, tak, oczywista sprawa i znów się zaśmiał. Kiedy i gdzie wzięliście ślub? Tutaj sprawdziłam pamięć Nathana haha

Generalnie to miałam wrażenie, że mężczyzna ten podjął decyzję już prawie na samym początku, bo gdy przejrzał dokumenty i zdjęcia (sporo fotek ze ślubu) to powiedział, że wszystko jest super i że jesteśmy "good to go". Reszta to była więc w sumie formalność. Powiem Wam, że było całkiem sympatycznie, pan wesoły, trochę się wszyscy pośmialiśmy, zdarzyło się nawet, że jak wprowadzał dane do komputera to rozmawialiśmy o czymś kompletnie niezwiązanym ze sprawą, ale związanym z tym, co on zobaczył niedawno w telewizji. Także całkiem sympatycznie :) Miałam wrażenie, że wszyscy urzędnicy tam, których widziałam, byli w dobrych humorach, uśmiechali się i w ogóle, więc już samo to pozwala się rozluźnić tym, którzy są zestresowani tą sytuacją. Bo w końcu jak można się nie stresować, skoro idzie się na rozmowę z jedną osobą, która zadecyduje o moim dalszym życiu?

Uśmiechnęłam się szeroko, gdy pan postawił na moich papierach dwie pieczątki mówiące: APPROVED. Dodał, że Green Card otrzymam w ciągu 10 dni od momentu zatwierdzenia danych w jego komputerze. Nie mogę się doczekać! 
Ta zielona karta to karta warunkowa na 2 lata i po tym czasie będę musiała wysłać wniosek o zdjęcie warunków. Urzędnik powiedział, że by dostać kartę stałą, trzeba być w związku małżeńskim właśnie minimum te 2 wspomniane już lata. Więcej o tym wszystkim napiszę, gdy już dostanę moją kartę.

Także nie wiem, jak to jest w innych miejscach, ale osobiście uważam, że USCIS w Atlancie jest całkiem spoko :) Jeśli ktoś z Was jest przed Waszym interview o zieloną kartę, to wysyłam Wam moje wsparcie! 


Tak na zakończenie, jakby coś to całą procedurę aplikacyjną wyjaśniłam TUTAJ. Poniżej przeklejam Wam wszystko w datach. Jak widzicie, cały proces od wysłania aplikacji do jej akceptacji wczoraj zajęło nam zaledwie 3 miesiące, a plan na początku brzmiał minimum 6. Jestem bardzo zadowolona z tego powodu!


Updates:
* 1 maja 2015 - wysłanie pełnej aplikacji
* 4 maja 2015 - dostarczenie przesyłki do Chicago (sprawdzałam status na stronie USPS)
* 12 maja 2015 - mailowe potwierdzenie otrzymania aplikacji przez USCIS
* 19 maja 2015 - pocztowe otrzymanie potwierdzeń, że USCIS pracuje nad naszą sprawą; otrzymanie Alien number
* 20 maja 2015 - list z wyznaczonym terminem wizyty w USCIS w Atlancie w celu oddania odcisków palców
* 3 czerwca 2015 - wizyta w USCIS w celu oddania odcisków palców
* 30 czerwca 2015 - list z wyznaczonym terminem interview
* 17 lipca 2015 - zaakceptowany i wydany wniosek o pozwolenie na pracę (Employment Authorization)
* 23 lipca 2015 - list z Employment Authorization i z kartą
* 27 lipca 2015 - interview w USCIS Atlancie



Do następnego!
Aga

Interview for a Green Card in USCIS!

// WERSJA POLSKA TUTAJ //



I'm adding this post earlier than usual so if you haven't seen my previous one from Saturday, feel free to check it out HERE. I really liked this post and I'm kind of proud of it.



Yes! We made it! It was quick, friendly and I'll receive my Green Card within 10 days from yesterday. I'd like to tell you how everything went so keep reading if you're interested.


Interview deciding whether I'll get my Green Card or not was set for July 27 at 8AM. Since I'm this type of a person who prefers to be earlier and wait instead of being late, I got up at 6, Nate got up 15 minutes after me and we left home at 6:50 having 40 minutes driving ahead of us. Everything was fine, I wasn't even that stressed, I had all documents needed and everything ready. There's a list of things you need to have on a notification with a date of interview. But I took everything we sent anyway.

We got to the place, waited in line and when we got a guy who was letting people in we realized there was something wrong. He took my notification, read it a little bit longer not saying anything and then he went inside. I made a joke to Nathan that what if we were in a wrong place. He laughed and then this man came back and he told us that... we were in a wrong place. Then I laughed but it was a nervous laughter. Maybe the fact that I was tired, sleepy and stressed made me not making sure if the address I typed in my GPS was correct? I don't know. Anyway, we got into the car and we had 29 minutes to go. We got there at 8:40AM which means 40 minutes after our scheduled interview. It took a few minutes to go inside because a very nice lady was checking out stuff (bags that you can have inside, etc.) and later we had to check-in. I went to a desk, a woman checked my notification and she gave me number K19 and then we were to go to a 3rd floor. We did it and we got there 50 minutes after our scheduled interview. 

After several minutes the officer called our number so we came closer and he told us that we missed our interview so we had to wait until he finds some time to take care of us. We sat back down and waited for almost 3 hours. During this time people were called more or less every 15 minutes. I almost fell asleep with my head on Nathan's shoulder and suddenly the officer came to us and asked: are you ready? I woke up immediately ;)

Questions from the officer.
We followed him to his room and we sat down on the chairs. He asked us to raise our right hands and to swear that everything we'll say will be truthful. He looked through documentation he had (and he had everything we sent) and then he asked us to give him our evidence that we got married because we loved each other, not because I wanted to have a permission to stay legally, and he wanted to see photos as well. He saw all of them and he smiled from time to time. After that, he was checking our information by reading questions from forms and then listening to us answering them - our birth dates, address, parent's names, phone numbers, SSN (I didn't remember mine and there wasn't a problem), etc. He was checking everything one by one. Then he asked a few kind of ridiculous questions like: during last 10 years have you been a prostitute; have you even been a member of any gang; have you ever killed anyone... And so on. He didn't even have to read all of them, he remembered them already. He also asked, regarding to another form, where Nate works, if I have any biological children and who I was when I arrived to the USA. He also asked, regarding to my I-94 form, when was the last time I arrived to the United States and where. The man asked for how long I worked as an au pair, if Nathan hired me or maybe agency and also if I'm still in the agency.
If it comes to questions about our relationship, there wasn't many:
How did you meet? Here the answer made the officer smile and he said that he didn't have any case like that before ;) How did your relationship start? Nathan's answer: well, we've been living together from the very beginning... The officer said yep, yep, ok, it's obvious and he laughed again. When and where did you get married? And here I checked Nathan's memory haha

In general, I had this impression that the officer made his decision almost at the very beginning and when he looked at our documents and pictures (a lot of photos from our wedding) he said that everything was great and we were "good to go". The rest was just a formality. I need to tell you that it was pretty pleasantly, the man was friendly, we laughed a little bit, we even talked about something completely not related to our case but about what he saw in the tv. So it was pretty cool :) I had the impression that all the officers out there I saw were in good moods, they smiled and so on, so this helps to relax if someone is stressed. And how can you not be stressed if you go to talk to one person who will decide about your future life?

I smiled a lot when he put a stamp on my documents saying: APPROVED. He added that I'll receive my Green Card within 10 days from the moment of accepting this in his computer. I can't wait!
This green card is for 2 years and it has conditions on it. After these 2 years I'll have to send a form to remove these conditions. The officer said that you have to be married for 2 years to get a permanent green card.

So I don't know how it goes in different places but I personally think that USCIS in Atlanta is a nice place :) If any of you is before your interview for a green card, I'm sending you my support!


For the end, everything from the moment when we sent our application to its acceptance took only 3 months! What it usually takes is at least 6 months. I'm very happy about that! Below I'll show you how it looked in dates.



Updates:
* May 1 - application sent
* May 4 - application in Chicago
* May 12 - e-mail confirmation from USCIS about receiving our application
* May 19 - traditional mail confirmation that USCIS is working on our case; I got my Alien number
* May 20 - letter with a scheduled fingerprints visit in USCIS
* June 3 - visit in USCIS to give them my fingeprints
* June 30 - letter with a date for scheduled interview
* July 17 - accepted and issued form for Employment Authorization
* July 23 - letter with Employment Authorization and my card
* July 27 - interview in USCIS in Atlanta



Talk to you next time!
Aga

Saturday, July 25, 2015

Jak pokonać nieśmiałość?

// ENGLISH VERSION HERE //



Ten post jest częścią drugą postu Jestem nieśmiała!


Mam nadzieję, że nie oczekujecie ode mnie żadnej konkretnej odpowiedzi na pytanie zawarte w tytule czy też żadnego klucza, który pozwoliłby Wam szybko zmienić się w pewną siebie osobę. Jeśli tak, to niestety będziecie zawiedzeni, bo konkretnego klucza nie mam. Za to mogę Wam opowiedzieć, jak ja to wszystko widzę i w co wierzę, że może pomóc. Mam nadzieję, że chociaż niektórzy z zainteresowanych tematem przeczytają coś, nad czym będziecie chcieli nieco popracować. 

Wiem, że mnóstwo ludzi leczy przeróżne fobie przez tzw. przezwyciężanie strachu. Czyli jeśli ktoś boi się pająków to terapeuta zmusi go do potrzymania pająka na dłoni. Jeśli ktoś inny boi się kotów, to terapeuta zmusi go do pogłaskania kota i tak dalej. I to samo dzieje się z nieśmiałością... Jeśli ktoś nie chce wystąpić publicznie i uważa, że to dlatego, że jest nieśmiały (czyli boi się, co inni powiedzą), to prawdopodobnie zostanie zorganizowana scenka z publicznością i osoba ta zostanie zmuszona do tego, by wystąpić.

Ja tego sposobu nie popieram. On może sprawić, że ktoś będzie z siebie dumny, gdy zrobi coś czego bał się zrobić do tej pory i to jest spoko, ale co z tego, skoro problem został odsunięty na dalszy plan? Sama miałam kilka/kilkanaście albo i kilkadziesiąt sytuacji w życiu, kiedy to nie chciałam czegoś zrobić i inni namawiali mnie, wręcz zmuszali nie raz. Bardzo źle się z tym czułam, bardzo niekomfortowo i uczucie po było wręcz straszne! I mimo tego, że nie raz uśmiechnęłam się, gdy pokonałam jakiś tam lęk, to jednak ten problem dalej siedział i wracał w tej samej formie lub w jakiejś innej. Bo nie wiem czy już o tym mówiłam ;), ale ja uważam, że każdy problem w tym stylu ma swoje podłoże gdzieś i każdy z nich ma jakiś powód. Nic się nie dzieje tak po prostu samo z siebie.

Nate uświadomił mi taką rzecz: te wszystkie zakazy, nakazy, co wypada a co nie, nie są moją prywatną opinią. To nie ja tak myślę, nie ja w to wierzę. To wszystko to rzeczy, które inni wkładali mi do głowy, gdy byłam dzieckiem i w które "musiałam" wierzyć. I kiedy się odzywają moim głosem, to dalej nie jestem ja, tylko inni ludzie! Strasznie to brzmi, nie? To był taki pierwszy krok do tego, by poczuć się trochę lepiej sama ze sobą, bo zdałam sobie sprawę, że ja nie ograniczam sama siebie; że to nie jestem ja, która nie pozwala samej sobie zrobić coś, na co mam ochotę. Na przykład jak jestem w parku i mam ochotę sobie zaśpiewać coś, to tego nie zrobię, bo moja babcia zawsze mi powtarzała: "dziecko, zachowuj się, przecież ludzie się gapią!" Ja naprawdę chcę to zrobić, ale te teksty tego typu się odzywają i mimo tego, że mojej babci nie ma obok, to są na tyle silne, że rezygnuję.
Swoją drogą, własnie śpiewanie przy innych jest takim problemem, z którym jeszcze sobie nie poradziłam i nie śpiewam nigdy, gdy ktokolwiek jest obok. A chciałabym.

Pewnego dnia powiedziałam sobie STOP, bo to jest przegięcie, żebym ja martwiła się tym, co inni myślą, że powinnam czy też że nie powinnam robić. Jeśli czegoś bardzo chcę to dlaczego miałabym słuchać jakichś dziwnych ludzi, którzy narzucają mi ich własne zdanie i oczekują, że ja je przejmę? No kurcze, lekka przesada, nie uważacie?

Pytania, które musiałam sobie zadać, żeby cokolwiek z tym zrobić brzmiały: czy chcę, by inni ludzie kontrolowali moje życie i czy chcę robić to, co oni chcą nawet gdy ja bardzo chcę czegoś innego? Odpowiedź na oba pytania jest oczywista: NIE.

Inna sprawa, jeśli chodzi o to, co inni o nas powiedzą... Zazwyczaj to było ze mną tak, że jak sobie szłam na dworze i ktoś na mnie spojrzał, to zaraz myślałam: mam coś na twarzy, źle wyglądam, pewnie nie podoba mu się to i tamto, nie powinnam patrzeć na tę osobę, itp., itd. Efektem było to, że spacerowałam ze spuszczoną głową i jeśli ktokolwiek się na mnie spojrzał i ja złapałam ten wzrok, to mój szybko odwracałam. Bałam się kontaktu wzrokowego, bałam się, że dana osoba zacznie się ze mnie śmiać, że usłyszę jakiś przykry komentarz. I tu znowu - to nie dzieje się ot tak! Wszystko ma swoje powody, z których albo zdajemy sobie sprawę, albo nie.
Na przykład, ja kilka lat temu miałam bardzo poważne problemy ze skórą twarzy, ramion, dekoltu oraz pleców i naprawdę, mówię tu całkowicie szczerze, zdarzało mi się słyszeć komentarze w rodzaju: jaka obrzydliwa skóra, nie mogę patrzeć, brzydzę się, chodź się przesiądziemy, lecz się, pewnie się nie myje, i tak dalej. Od kompletnie obcych ludzi, w tłumach w metrze czy zwyczajnie przechodząc obok kogoś na ulicy. Kiedyś nawet jeden lekarz powiedział mi: z taką twarzą to ty nigdzie pracy nie znajdziesz. Teraz bym mu ładnie odpowiedziała, tak jak i innym ludziom, ale wtedy spuszczałam wzrok, przyśpieszałam kroku i zwyczajnie uciekałam, po czym tworzyłam sobie w głowie takie właśnie scenariusze za każdym razem, gdy ktoś się na mnie spojrzał. Bałam się też mówić do grupy ludzi, bo co, jeśli zaraz ktoś krzyknie, że jestem taka i owaka i reszta zacznie się śmiać?

Według mnie ci, którzy tak usilnie próbują doradzać innym, śmieją się z innych, wyzywają, itp., mają zwyczajnie beznadziejne życie i chcą się wyżyć. Dlatego też zaczęłam sobie myśleć, że jeśli ktoś reaguje w tego typu sposób na to, jak ja wyglądam lub co robię, to NIE jest to mój problem, to NIE jest tak naprawdę o mnie. To wszystko tyczy się tego, jakie oni mają doświadczenia, jak się czują i jak radzą sobie z własnymi trudnościami. Ja uważam, że gdyby z taką osobą wszystko było okej, to nie czułaby ona potrzeby ranienia drugiego człowieka, bo to nie jest naturalne. Raczej przeszłaby obok niego bez słowa.

Poza tym, ważnymi pytaniami są też: czy ja stwarzam ci jakiś problem? Jaki? Odpowiedź na te pytania zazwyczaj brzmi tak samo: nie mam problemu. Jakby np. to, że noszę szpilki ranił kogoś, ktoś poczułby się zagrożony, poczułby jakiś ból, to ja bardzo chętnie o tym porozmawiam. Takie rzeczy zdarzają się jednak niesamowicie rzadko (w moim doświadczeniu - nigdy), więc dlaczego miałabym zawracać sobie tym głowę? Dlaczego miałabym się martwić tym, że własna koleżanka mówi, że powinnam np. przestać śpiewać w supermarkecie, a na pytanie "dlaczego" odpowiada "bo ludzie się gapią". A co mnie obchodzą ludzie? Jakby mi powiedziała, że ludzie się gapią, więc ona czuje się zawstydzona, to bym się przy tym zatrzymała, bo nie chcę, by moja koleżanka się tak czuła w efekcie tego, co ja robię. Także albo przestałabym śpiewać, albo dalej bym to robiła, ale ciszej, albo nic bym nie zmieniła, zależy. Wiecie o co chodzi, nie? A jeśli ktoś mi powie, że wyglądam beznadziejnie i nie powinnam z domu wychodzić, to ja mu odpowiem: okej, nie podoba ci się jak wyglądam! I pójdę dalej. Bo taka opinia nie ma dla mnie żadnej, ale to żadnej wartości.

Już to kiedyś gdzieś pisałam, ale powtórzę, że jest OGROMNA różnica w dwóch wersjach wyrażania swojego zdania.
Pierwsza wersja to coś w rodzaju: jesteś beznadziejna, wyglądasz obrzydliwie, lecz się, nie powinnaś wychodzić na dwór, zrób coś ze sobą, przestań śpiewać, zachowuj się jak normalny człowiek, usiądź jak dziewczynka, itp.
Druga: gdy śpiewasz tutaj, wszyscy się patrzą i czuję się skrępowana, nie bardzo podoba mi się ta bluzka, którą masz na sobie, gdy nie myjesz się przez tydzień to nie czuję się komfortowo przebywając obok ciebie.
Widzicie różnicę? Jeśli Wam coś nie pasuje, to mówcie o sobie zamiast atakować drugą osobę włażąc z buciorami w jej strefę prywatności i komfortu.

Jest jeszcze jedna rzecz, która może wydawać się trochę dziwna na początku, ale uwierzcie mi, że działa cuda. Gdy macie na coś ochotę i słyszycie w swojej własnej głowie, że nie powinniście tego robić, że to nie wypada, że to i tamto... Bądźcie na chwilę tą osobą, która tak mówi. Wyobraźcie sobie, że to Wy mówicie sami sobie, że nie wypada, a później zamieńcie się miejscami i odpowiadajcie na te zarzuty w odwrotny sposób, brońcie się, zadawajcie pytania, mówcie, że zrobicie to, co chcecie, itp. I zamieniajcie się tak tymi miejscami aż poczujecie, że wystarczy, że problem rozwiązany, że ta osoba tak naprawdę nie ma nic do powiedzenia. 

Gdy odsunęłam od siebie te głosy, które mnie tak blokowały lub zaczęłam im odpowiadać, i zaczęłam myśleć oraz martwić się o siebie zamiast o innych ludzi, żyje mi się o wiele łatwiej. Bo wyobraźnia człowieka może zdziałać cuda, ale problem jest taki, że nauczona doświadczeniami z przeszłości zazwyczaj podrzuca negatywne scenariusze. To do mnie należy decyzja czy jej słucham, czy nie. Jeśli posłucham to strach sprawi, że nie zrobię nic, na co mam ochotę. Jeśli zaryzykuję to prawdopodobnie poczuję się o wiele lepiej, te głosy przestaną się pojawiać, bo przekroczyłam jakąś barierę, a ja będę miała kontrolę nad swoim własnym życiem. I o to chodzi! 

Co myślicie o tym, co napisałam? Macie jakieś inne wskazówki? Myślicie, że te sposoby mają sens? Chętnie poczytam Wasze opinie w komentarzach.



Do następnego!
Aga




PS. Na koniec piosenka :)
Lady Gaga & Beyonce - Telephone




How to fight shyness?

// WERSJA POLSKA TUTAJ //



This is a part two of the post I am shy! 


I hope you're not looking for any specific answer for the question in this post title or any key that would let you change yourselves quickly to a self-confident person. If so, unfortunately you'll be disappointed because I don't have any key. But I can tell you how I see everything and what I believe can help. I hope that at least some of you who are interested in this, will read something that you'll want to work on.

I know that a lot of people treat a lot of phobias using a method called "getting over the fear". So if a person is afraid of spiders, her therapist will force her to hold a spider on her hand. If someone else is afraid of cats, his therapist will force him to pet a cat and so on. The same thing with shyness... If someone doesn't want to perform in public and he think it's because he's shy (which means, he's afraid what others will say) then, probably, he'll be forced to perform in front of people.

I don't support this way. It can make someone feel proud of himself when he does something he was always afraid to do and this is cool but so what if the problem was pushed aside? I myself had a lot of situations in my life when I didn't want to do something and others were trying to persuade me or even to force me. I felt very bad about it, very uncomfortable and the feeling after was bad! And even though I'd smile when I fought some fear, the problem was still there and it'd come back in the same form or in a different one. And I don't know if I said it already ;) but I think that each problem like that has its own base and a reason. Nothing happens just like this by itself.

Nate made me realize one thing: all those prohibitions, commands, what's proper and what's not, aren't my own opinion. This isn't me who thinks or believe that. All of it are things that other people were putting in my head when I was a child and which I had to believe in. And when they speak my voice, it's still not me but other people! It sounds terrible, doesn't it? It was my first step to feel a little bit better with myself because I realized that I'm not the one who stops me; I'm not the one who doesn't let me do whatever I want. For example, when I'm at a park and I want to sing something I won't do it because my grandmother would always say: "kid, behave, people are staring!" I really want to do it but things like that come to my head and even though my grandmother isn't close by, they're strong enough that I resign. 
By the way, singing in front of people is a problem I can't fight yet and I never sing when someone is near me. But I'd like to.

There was a day when I said STOP because it's too much for me to worry about what other people think I should do or not. If I really want something, why to listen to some weird people who impose their opinions on me and expect me to take them? Damn, overstatement, isn't it?

A question I had to ask myself to be able to do anything with it was: do I want other people to control my life and do I want to do what they want me to do even when I really want something else? Answer for both questions is obvious: NO.

Other thing, what other people will tell about us... In my case, usually it'd be like this: I was walking outside, someone looked at me and then I'd suddenly think: I have something on my face, I look bad, he/she doesn't like this and that, I shouldn't look at this person, etc. The effect of it was that I was walking looking at the ground and if someone looked at me and I caught that look, I'd turn mine in a different direction. I was afraid of an eye contact, I was afraid that this person would start laughing at me, that I'd hear some bad comments. And again - it doesn't happen just like that! Everything has its own reasons that we're aware of or not.  
For example, several years ago I had very serious problems with a skin on my face, shoulders, cleavage and back and really, I'm completely serious here, it happened that I heard comments like: such a gross skin, I can't look, it grosses me out, let's sit somewhere else, she probably doesn't wash herself, etc. From complete strangers, in a crowd in metro or even just walking by someone on the street. Even a doctor told me once: you'll never find any job with a face like this. Now I'd answer this "nicely" but then I was just running away and then I was creating all these scenarios each time someone looked at me. I was also afraid to talk to a group of people because what if someone will shout that I'm this and that and the rest will start laughing?

In my opinion, people who really try to advice others like this, laugh at them, name-call, etc., have really bad lives and they want to put everything on someone else. So I started to think that if someone reacts kike that regarding to what I look like or what I do, this is NOT my problem, this is NOT about me. All of it are about what kind of experiences this person has, how they feel and how they handle their own problems. I think if a person was fine, he wouldn't feel this need to hurt someone else, this isn't natural. He'd rather walk by not saying anything.

Also, important questions are also: do I cause you any problem? What? Answer for these questions usually sound the same: I don't have a problem. If the fact that I wear heels hurt someone, someone felt threatened, felt some pain, I'd talk about it. But things like that happen very rarely (in my experience - never) so why would I worry about it? Why would I worry that my own friend tells me I should stop singing in a grocery store and when I ask why she says: because people are staring. Well, I don't care about people. If she told me that people are staring and so she feels embarrassed, I'd stop because I don't want my friend to feel like this because of what I'm doing. So I'd either stop singing, I'd keep doing it but quieter or I'd keep doing it without changes, depends. You know what I mean, don't you? And so if someone tells me that I look horrible and I shouldn't go out anywhere, I'll tell him: OK, you don't like the way I look! And I'll go away. Because an opinion like this one has no value to me.

I said it already some time ago but I'll say it again that there's a HUGE different in two versions of sharing your own opinion.
The first one is something like: you're horrible, you look disgusting, you shouldn't go out, do something with yourself, stop singing, behave like a normal person, sit like a girl, etc.
The second one: when you sing here everybody stares and I feel embarrassed, I don't really like this shirt you're wearing, when you don't wash yourself for a week I don't feel comfortable being with you.
Do you see a difference? If you don't like something, share it instead of attacking others and crossing their private and comfort zone.

There's one more thing that might seem weird at first but believe me, it works. When you want something and in your own head you hear that you shouldn't, it isn't proper and so on... Be this person who says that. Imagine that you're the one who tells you that it's not proper and then switch places and now reply to charges, defend yourself, ask questions, say you'll do what you want, etc. And keep switching places like this until you feel it's enough, the problem is solved and that the truth is that this person doesn't have anything to say after all.

When I pushed these voices away or I started to answer them, I began to think and care about myself instead of other people and I feel much better. Because my imagination works perfectly but the problem is that its experiences from the past make it show us negative scenarios. This is my decision if I listen to it or not. If I do then this fear will stop me from doing something I want. If I take this risk, I'll probably feel much better because these voices will stop coming, because I crossed some boundary and now I'll have a control over my life. And this is what it all is about!

What do you think about what I said? Do you have any other tips? Do you think these methods make sense? I'd be happy to read your opinions.


Talk to you next time!
Aga 



PS. And a song for the end :)
Lady Gaga & Beyonce - Telephone





Saturday, July 18, 2015

Urodziny Nathana i Alicii! | 56-letnia tancerka na rurze | Magic Mike XXL | Co robić?!

// ENGLISH VERSION HERE //



Hejka!

Kilka osób pod moim poprzednim postem zadało mi pytanie jak sobie poradziłam z nieśmiałością i dostałam też kilka maili na ten temat, więc postanowiłam napisać o tym oddzielny post. Nie pojawi się on jednak dzisiaj, bo chcę się nad nim skupić, a w chwili obecnej nie mam ani czasu, ani natchnienia, a poza tym strasznie boli mnie głowa. Spodziewajcie się go w ciągu najbliższego tygodnia lub w następny weekend. A, no i odpowiedziałam na wszystkie komentarze tam :)

A co dzisiaj?

Takie tam... Parę ogólniaków :)



15 lipca urodziny miał Nathan, a 16 lipca Alicia. Idealnie się dobrali, nie? Alicia miała swoje pierwsze przyjęcie urodzinowe z kilkoma dziewczynkami i całkiem fajnie to wszystko wyszło. Najpierw u nas w domu, później poszliśmy do Chuck E. Cheese's, które w sumie jakoś nieszczególnie mi się podobało, bo tam to właściwie same maszyny do gier. No ale wybór miały dzieci, więc pojechaliśmy tam i one się dobrze bawiły i o to chodziło. Pokażę Wam kilka zdjęć.

Ale najpierw powiem Wam ciekawostkę, że matka Alicii się mnie boi, co z jednej strony mi jakoś nieszczególnie przeszkadza, ale z drugiej niezbyt komfortowo się czuję z tym. Ja serio jestem taka straszna? Alicia spała u niej w domu przed przyjęciem urodzinowym i jak została przez matkę przywieziona, to zapytała: "mama* chciałaby wejść i pobyć tutaj z nami, ale czeka w samochodzie i powiedziała, żebym zapytała ciebie czy nie masz nic przeciwko". No przecież jakby weszła do domu bez pytania, to bym jej nie udusiła i nie poćwiartowała zwłok.

*A'propos nazywania jej mamą - było kilka dziwnych sytuacji, bo Alicia i na mnie i na nią woła "mom", więc zdarzyło się parę razy tak, że obie w tym samym czasie pytałyśmy "what?" Dziwnie. 





Własnoręcznie ozdabiany tort :)


Wyobrażacie sobie zrobić kiedyś przyjęcie urodzinowe bez prezentów? To byłoby ciekawe doświadczenie, ale w dzisiejszych czasach byłoby jeszcze trudniej, niż gdy np. ja byłam dzieckiem. Swoją drogą, jak szukałam czegoś dla Alicii to łapałam się za głowę, bo tyle tego wszystkiego jest w sklepach i 80% to rzeczy kompletnie niepotrzebne. Ja tam uważam, że zabawki są spoko i nie chodzi mi o to, by wszystkie były niesamowicie przydatne, ale fajnie by było, gdyby więcej z nich miała jakiś sens. Bo kucyka Pony się kupi, rozpakuje i rzuci w kąt, a załóżmy nad puzzlami czy jakimiś książkami spędzi się więcej czasu i coś się z tego wyniesie. Co myślicie?



Mój przystojniak ;D





***

Wiecie co, ja chodzę na wiele zajęć związanych z tańcem na rurze i za każdym razem, gdy widzę kogoś nowego, kogo bym się nie spodziewała, uśmiech pojawia mi się na twarzy. 56-letnia kobieta, która jest tam od 2 lat i ciekawostką niech będzie to, że ma polskie imię - jej dziadkowie byli Polakami. 53latka, która prowadzi kilka zajęć i sama jest w takiej formie, że szok! Dalej, 50latka, która czerpie niesamowitą radość z tego, co robi mimo tego, że nie może zbyt dużo, a jednocześnie czuje się wystarczająco swobodnie, by pokręcić trochę biodrami będąc wśród 20-25latek, które ani się nie wyśmiewają, ani krzywo na nią nie patrzą. I to są jedynie trzy przykłady! I powiem Wam, że bardzo mi się to podoba. Czasami czytam w internecie komentarze pisane przez Polaków w stylu, że np. kobiecie po 30stce to już nie wypada nosić szortów, a jak kobieta po 50stce założy spódnicę przed kolano to w ogóle masakra i obraza majestatu! I wtedy przypominam sobie o tych kobietach, które tam chodzą i tańczą na rurze w króciutkich szortach i nie raz zakładając do tego mega wysokie szpilki i myślę sobie - genialna sprawa!  

***

Gdy pisałam post o wizycie Moniki to zapomniałam wspomnieć, że poszłyśmy też do kina. Obejrzałyśmy sobie Magic Mike XXL :) Pamiętam, że widziałam też kiedyś pierwszą część i średnio mi się podobała. Jakieś to było takie ponure, nudne wręcz, niewiele się działo. Druga część jest, według mnie, o wiele lepsza. Nie dość, że historia fajniejsza i ciekawsza, to w dodatku super muzyka i tym razem były momenty, kiedy się śmiałam, a nie tylko uśmiechałam. A ja lubię komedie, na których śmieję się na głos, więc udało im się to. No i taniec, który uwielbiam! Wiadomo, że nie jest to kino wysokich lotów, ale na lekkie odmóżdżenie, relaks i fajnie spędzony czas z koleżankami (chociaż i facetów widziałam!) jak znalazł. Poniżej trailer dla tych, którzy są ciekawi :)


***

Ja nie jestem vlogerką i nigdy nią nie będę, ale pracuję nad dwoma filmikami, które będę chciała Wam pokazać. Ciekawa jestem bardzo, jak mi to wyjdzie, ale jestem dobrej myśli. Trzymajcie kciuki!
Ogólnie ostatnio mam taki jakby mętlik w głowie w związku z tym, że mam kilka pomysłów dotyczących tego, co chcę zrobić w najbliższym czasie. I nie chodzi tu o znalezienie pracy ;), ale bardziej o to, czym się teraz interesuję no i o bloga. Wydaje mi się, że jak nie ma pomysłu to źle, ale jak jest kilka na raz, to jeszcze gorzej. Nie wiem jak Wy macie, ale ze mną to jest tak, że nie mogę zaczynać kilku rzeczy w jednym momencie. Wolę zdecydować co jest ważne i co ważniejsze i potem po prostu robić wszystko po kolei. No albo nie wszystko, zależy jak mi się chce. Czasem polenić się też lubię i Wam też to polecam.


Na zakończenie dodam jeszcze dwie fotki z Instagrama...



Uważam, że ładnie mi w czerwonym ;D Szkoda, że zdjęcie nie 
pokazuje realnego koloru tej sukienki.


Teraz lecę tłumaczyć post na angielski i potem coś zjeść. Jestem wiecznie głodna, bez kitu.


Do następnego!
Aga

Nathan's and Alicia's birthdays | a 56-year-old pole dancer | Magic Mike XXL | What to do?!

// WERSJA POLSKA TUTAJ //



Hey!

A few people under my previous post asked me a question how I changed if it comes to shyness and I received several e-mails about this as well so I decided to add a separate post about it. I won't do it today though because I want to focus on it and right now I don't have neither time nor any inspiration and also I have a headache. Expect this within the next week or next weekend.

What about today?

Several general things :)



On July 15th Nathan had his birthday and on July 16th there was Alicia's birthday. They got together with it perfectly, huh? Alicia had her very first birthday party with several other girls and everything went pretty good. Firstly we were here in out house and then we went to Chuck E. Cheese's, which I didn't really like much because there are only gaming machines. But it was their choice so we went where they wanted to go and they had a good time so it was worth it. I'll show you several photos.





a personally decorated cake :)


Can you imagine to do a birthday party with no gifts? It'd be an interesting experience but it's be harder to do these days than when I was a kid. By the way, when I was looking for something for Alicia, I facepalmed because there was sooo many things and 80% of that are things pretty much completely useless. I think that toys are cool and I don't mean that all of them should be extremely useful but it'd be cool if more would make sense. Because you buy a Pony, a kid will unpack it and throw it somewhere but, let's say, puzzles or some books would entertain more. What do you think?



My Handsome ;D





***

You know what, I go to several pole dance classes and every time when I see someone new that I wouldn't expect to see, I smile. For example, a 56-year-old woman who's been there for two years now. A 53-year-old woman who is an instructor out there is in such a good shape! More, a 50-year-old woman who's very, very happy from what she's doing even though she can't do much but yet she feels comfortable enough to shake her hips a little among other 20-year olds who don't laugh at her and don't look at her in a weird way. And these are only three examples! And I must tell you that I like it. I sometimes read those comments on the Internet written by Polish people that, for example, 30-year olds shouldn't wear shorts because it isn't proper and if a 50-year olds wears a skirt shorter than knees then it's just shocking! And then I remember these women who pole dance in very short shorts and very high heels and I think - great!

***

When I was telling you about Monika visiting here, I forgot to tell you that we went to a movie theater as well. We watched Magic Mike XXL :) I remember I saw a first part some time ago and I didn't really like it much. It was kind of grim, boring even, not many things happened. The second thing is, in my opinion, much better. Not only that the story is more interesting, there's also a good music and this time there were moments when I actually laughed, not only smiled. And I like comedies that make me laugh out loud and they did it. And a lot of dance that I love! I know it's not a very high quality movie and it won't win an Oscar ;) but it's good to relax, spend some cool time with girlfriends (but I saw guys there too!) I'm adding a trailer below if you're curious :)


***

I'm not a vloger and I'll never be but I'm working on two videos that I'll want to show you. I'm curious how it'll work but I think it'll be cool. Keep your fingers crossed!
I've had a lot of things on my mind lately about what I want to do in the near future. And I'm not talking about a job ;) but more about what I'm interested in and about my blog. I think that it's not good when there's no ideas and if there's too many then it's even worse. I don't know how you see things but I can't start a lot of things at the same time. I prefer to decide what's important and what's more important and then do everything one by one. Or not all of it, depends if I feel like it. I sometimes like to be lazy as well and I recommend that to you.


For the end, I'm going to add two pictures from Instagram...




I think I look pretty in red ;D Too bad that the picture doesn't
show a real color of the dress.



Talk to you next time,
Aga

Sunday, July 12, 2015

Jestem nieśmiała!



Hejka!

Dziś postanowiłam napisać Wam o czymś, co siedziało mi w głowie przez kilka ostatnich dni. Podpinam to pod serię o dzieciach, a spis poprzednich postów znajdziecie TUTAJ. A poprzedni post z wycieczek po okolicy, który był nieco spóźniony, przeczytać możecie po kliknięciu TU.


Wszystko, co zawarte w tym poście oparte jest na moich własnych doświadczeniach z mojego życia oraz na obserwowaniu innych. Wszystko jest moim prywatnym zdaniem, z którym nie wszyscy muszą się zgodzić. Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii oraz doświadczeń, jeśli chcielibyście się nimi podzielić.


Wyobraźcie sobie 5-letnią blond dziewczynkę. Lubi śpiewać, ale nie robi tego zbyt często, bo zazwyczaj jest uspokajana: jesteś za głośno; przestań tak hałasować; nie mogę się skupić; usiądź i porysuj zamiast przeszkadzać. Przestała więc wyrażać swoje emocje poprzez śpiew, bo zrozumiała, że nie jest to mile widziane. Jest jej smutno, ale co może zrobić? Przecież jest o wiele słabsza niż dorosły, który tak usilnie ją uspokajał, więc nie mogła mu się postawić. Nie śpiewa już więc przy innych ludziach mimo próśb o to, gdy ktoś przychodzi w gości. Gdy odmawia w obawie, że znowu będzie to samo, słyszy: ona jest po prostu nieśmiała przy innych, normalnie się tak nie zachowuje.
Ojciec i ona są w sklepie spożywczym i podchodzi do nich jeden z jego kolegów, którego dziewczynka nigdy wcześniej nie widziała. Ów kolega ma dziwną bliznę na połowę twarzy i jedno oko bardziej przymknięte niż drugie. Podaje jej rękę całą w zadrapaniach i siniakach (później dowiedziała się, że miał wypadek na motorze). Dziewczynka przypomina sobie, jak jakiś czas temu ktoś z rodziny się na nią zdenerwował i powiedział jej: zobacz, widzisz tego pana tam na ławce? Jak się będziesz tak zachowywać, to cię mu oddam! Kolega taty przypomina jej o tym mężczyźnie, co sprawia, że jest wystraszona, zaczyna płakać i chowa się za nogami ojca. Temu robi się zapewne wstyd, że córka boi się jego kolegi przez to, jak wygląda i całą sytuację kwituje słowami: nie wiem, co z nią nie tak... Jest po prostu nieśmiała.
Ma teraz 6 lat i jest w domu swojej babci, do której mieszkania wchodzą goście. Podchodzi do niej jakaś starsza kobieta. Bierze ją na ręce, ściska, całuje w policzki. Dziewczynka czuje, że coś jest nie tak, nie ma pojęcia, kim jest ta pani i czego od niej chce. Próbuje się jakoś wyrwać z jej uścisku, bo czuje się bardzo niekomfortowo, po czym wychodzi do drugiego pokoju. Jej babcia mówi: oj, ona jest taka nieśmiała! Boi się ciebie! i wszyscy zaczynają się śmiać.
Gdy jest w zerówce i nauczycielka prosi ją, by podeszła do tablicy, ona nieszczególnie chce to zrobić. Nauczona pewnymi doświadczeniami z domu, ze sklepów, itp., boi się, że za moment ktoś zacznie się z niej śmiać, że będzie stroić sobie żarty. Nauczycielka mówi: nie bądź taka nieśmiała! Jako że ona zna już to słowo, spuszcza tylko wzrok i podchodzi do tablicy. Niestety, jej przypuszczenia okazują się słuszne. Pani dyktuje jej jedno słówko, które ma napisać. Pisze je więc, ale robi błąd, który oczywiście zostaje poprawiony przez nauczycielkę, a po tym cała sala zaczyna się śmiać... łącznie z ową nauczycielką.
Teraz jest końcówka podstawówki i ta sama dziewczynka jest raczej zamknięta w sobie, nie zwierza się z problemów, nie ufa ludziom, lubi być sama ze sobą. Nauczyła się przez te zaledwie kilka lat jej życia, że nawet we własnym domu nie może czuć się swobodnie. Często, gdy nie chce zrobić czegoś, o co proszą ją znajomi, słyszy od innych: zostaw ją, ona jest zbyt nieśmiała. Smuci się, ale skoro tyle osób ją tak nazywa, to chyba mają rację. Jest nieśmiała, coś jest z nią nie tak.
Gimnazjum i później technikum. Pytana o opisanie siebie, jedną z pierwszych rzeczy, o jakiej wspomina jest nieśmiałość. Tak bardzo wbiło jej się to w głowę, że przypisuje sobie tę cechę jako część jej charakteru, którego nie da się zmienić.

Tak, ta dziewczynka to ja.
Te krótkie historie będą miały swoje odniesienie do tego, co napiszę poniżej.

Jak już tu kiedyś wspominałam - wierzę całym sercem i rozumem, że każdy człowiek rodzi się z biała kartą. Według mnie nikt nie ma przypisanych żadnych cech charakteru, żadnych opinii, żadnych upodobań i wszystko kształtuje się w czasie dorastania. Głównymi czynnikami w owym kształtowaniu się człowieka są jego rodzice, którzy zazwyczaj są z dzieckiem przez pierwszy i najważniejszy okres jego życia, gdy poznaje świat od podstaw.

Według mnie nieśmiałość nie jest cechą charakteru, a już tym bardziej nikt się nieśmiałym nie rodzi. Nie jest to też uczucie czy emocja. To tylko słowo. Żadne dziecko nie nazwie samego siebie nieśmiałym, dopóki ktoś inny nie zacznie go tak nazywać. Za to sam może nazwać się wesołym, smutnym czy też złym na coś/kogoś (o ile ludzie wokół akceptują te "negatywne" emocje i dziecko jest wolne do wyrażania ich), bo te emocje są naturalne. Nieśmiałość naturalna nie jest i, w mojej opinii, krzywdzi ludzi pod wieloma względami.

Co to jest nieśmiałość i skąd się bierze? Zadałam sobie sama to pytanie kilka dni temu i tak sobie o tym myślałam przez ten czas. Stwierdziłam, że podzielę się z Wami moimi wnioskami. Wiem, że inni mogą mieć swoje własne pomysły i własne powody, więc bardzo chętnie poczytam o nich w komentarzach!

Według mnie pierwszym czynnikiem jest to, jak dziecko czuje się w domu. Bo w końcu gdy dostaje kary, gdy rodzice krzyczą, denerwują się często, biją (włączając w to klapsy), jest zestresowane, niespokojne. Boi się, bo nie wie, co się stanie dalej; nie wie czy zaraz nie zostanie przypadkiem znowu "sprowadzone do pionu", uspokojone, posłane do kąta. Jak się człowiek boi, to zamyka się w sobie. Jest wtedy bardzo uważny, śledzi każdy swój ruch. No i później nowo poznane osoby są w pewnym sensie zagrożeniem, bo skoro w domu dziecko nie może czuć się bezpiecznie i komfortowo, to jakim cudem może się tak czuć przy obcej osobie? Chowa się, nie ufa, wyobraża sobie, że coś sie stanie... po czym nazywane jest nieśmiałym. 
Często jest tak, że dzieci traktowane są jak jakiś obiekt muzealny. Wiecie, przychodzi ktoś do domu i nagle są prośby: a zatańcz, zaśpiewaj, pokaż jak rysujesz, powiedz to i tamto! Według mnie tego typu zachowania stawiają dzieci w bardzo niezręcznej sytuacji, bo często zwyczajnie nie mają ochoty na takie popisy i mają prawo odmówić wykonania czegoś, co wydaje się dla nich dziwne, nienaturalne. A gdy nie chcą wykonać polecenia, słyszą: no co ty, nie bądź taki nieśmiały! I w sumie to samo dzieje się w sytuacji, kiedy np. dziecko jest ze swoją mamą przez większość czasu i później nagle znajdzie się w otoczeniu zupełnie obcych ludzi, którzy zazwyczaj bardzo chcą je dotknąć, pomacać trochę, przytulić, pogadać jak do lalki.
Uważam, że duży wpływ ma również wyśmiewanie się z innych, ośmieszanie ich. Nie wydaje mi się, żeby ktokolwiek czuł się dobrze w sytuacji, gdy grupa ludzi śmieje się z tego, czego się np. obawia, czego nie lubi lub czego nie chce zrobić. Wydaje się to dość niekomfortowe i nagle człowiek nie wie, co ze sobą zrobić. I nieważne ile ten człowiek ma lat - 5 czy 25. Staje się mniej ufny i obawia się, że sytuacja ta znowu się powtórzy, więc zaczyna uważać co i kiedy mówi, a później nazywany jest nieśmiałym, bo np. już nie żartuje tak, jak kiedyś lub nie wygłupia się tak, jak kiedyś.
I wiecie, co jeszcze mi się wydaje? Myślę, że wpajanie dzieciom tych wszystkich zasad od małego - nie rób tego, nie wolno robić tamtego, pamiętaj, by nigdy nie mówić tego innym ludziom i siedź jak dziewczynka, a nie rozkraczasz się jak jakiś chłop! - sprawia, że nie są one wolne, nie są sobą i są bardzo uważne, ostrożne. Tym bardziej, że nie wiedzą tak naprawdę, co się stanie, gdy jednak zrobią to, co jest tak bardzo zakazane. I co wtedy się dzieje? Tak, nazywane są nieśmiałymi! 

To wszystko tak strasznie zostaje w głowie ludzi, że później bardzo ciężko się tego pozbyć. Najgorsze jest to, że wiele osób nie zdaje sobie sprawy z tego, jak to się wszystko zaczęło i kto jest za to odpowiedzialny, więc winią siebie samych i naprawdę przyklejają do siebie tę łatkę, która uniemożliwia im robienie rzeczy, na które mają ochotę. Przez strach, co ludzie powiedzą, jak wyjdą, jak będą wyglądać, co sobie rodzina pomyśli, itp. Wyrażenie "jestem nieśmiały" pozwala na odsunięcie od siebie wszelkich problemów, które zostają w środku na długi, długi czas i oznacza "boję się, jestem zestresowany, mam problem, nie ufam ci".

To uczucie, że ja chcę coś zrobić, ale nie mogę... Coś mnie blokuje, staję przed ścianą, której za nic w świecie nie przesunę, ale jednocześnie nie potrafię dokładnie powiedzieć, co to jest, dlaczego tak jest i jak to naprawić, jest okropne. Znam je bardzo dobrze i nigdy nie sprawiłabym, by moje dzieci czuły się tak samo.

I wiecie, co Wam powiem? Gdy przestałam się bać, co inni o mnie pomyślą, żyje mi się o niebo lepiej! Różnica jest niewyobrażalna. I wiem, że jeszcze troszkę pracy jest przede mną, ale to wszystko przyjdzie prędzej czy później. I Wam też tego życzę.


Do następnego!
Aga

I am shy!



Hey!

Today I decided to tell you something I've been thinking about for past several days. I'm going to add this to my series about children and the list with posts out there is HERE. And the previous post with trips in the area, that was a little late, is HERE.


Everything in this post is based on my own experiences from my own life and on watching others. Everything is my personal opinion which not everyone has to agree with. I'm very curious about your opinions and experiences, if you feel like sharing them.


Imagine a 5-year-old blond girl. She likes singing but she doesn't do it too often because she's usually calmed down: you're too loud; stop being so noisy; I can't focus; sit down and draw something instead of bothering me. She stopped expressing her emotions with singing because she understood that this isn't welcome. She's sad but what can she do? She's much weaker than adults who try to calm her down so much so she couldn't defend herself. She doesn't sing anymore in front of other people even when she gets requests to do so when someone comes to their house. When she refuses in fear that the same things will happen again, she hears: she's just shy in front of other people, she normally doesn't act like this.
A father and a daughter are in a grocery store. One of father's friends come closer to them, she didn't see him ever before. The friend has a weird scar on his face and one of his eyes is half-closed, the other one is normal. He gives a hand to her and it's all in bruises and scratches (later she'll learn than he had an accident on a motorcycle). The girls remembers a situation when some time before that someone from her family got upset with her and said: look, you see that man on the bench? If you keep acting like this, I'll give you to him! The father's friend reminds her about that man so she's afraid, close to crying and she's trying to hide behind her father's leg. He probably feels embarrassed that his daughter is afraid of his friend because of the way he looks so the only thing he says is: I don't know what's wrong with her... She's just shy.
She's 6 now and she's at her grandmother's house greeting guests. An old woman comes to her. She picks up the girl, hugs her, kisses in her cheeks. The girl feels that there's something wrong, she has no idea who this lady is and what she wants. The girl tries to go away because she feels very uncomfortable and then she goes to another room. Her grandmother says: oh, she's so shy! She's afraid of you! and everybody starts to laugh.
When she's in a kindergarten and her teacher asks her to come to the board, she doesn't really want to do so. She already has a lot of experiences from home, stores, etc., so she's afraid that it will happen again - someone will start laughing, making fun of her. The teacher says: don't be so shy! Since she knows this word already very well, she goes out there. Unfortunately, her imagination was right. The teacher tells her a word to write. She writes it but she makes a mistake which is obviously corrected by the teacher but then everybody starts laughing... and the woman too. 
Now it's almost the end of a primary school and the same girl is rather close in her own world, she doesn't share her problems, she doesn't trust people, she likes being with herself. She's learned during barely a few years that she can't feel comfortable even in her own house. Often when she doesn't want to do something other kids want to do, she hears: leave her alone, she's too shy. She's sad but if so many people call her like this, they must be right. She's shy and there's something wrong with her.
Secondary school and high school. Asked to describe herself, one of the first things that come to her mind is shyness. It's stuck in her head so much that she assign this feature as a part of her personality that is impossible to change.

Yes, this girl is me.
These short stories will have reference to what I'm going to type below.

Like I said some time ago - I believe with all my heart and mind that each person is born with a white card. In my opinion, nobody has any assigned personality features, any opinions, any likes and everything is developed while growing. Main factors in developing them are parents who usually are with children during their first and the most important time in their life when they start to learn world from basics.

I think that shyness isn't a personality feature and especially nobody is born being shy. It's not a feeling, not an emotion either. It's just a word. No child will call himself shy until someone else starts to call him like that. But the same child can call himself cheerful, sad or mad at someone (but only if people around accept his "negative" emotions and the kid is free to express them) because those emotions are natural. Shyness isn't natural and, in my opinion, hurts people in a lot of ways.

What's shyness and where does it come from? I asked myself this question a few days ago and I've been thinking about this the whole time since. I decided to share my thoughts with you. I know that others can have their own ideas and their own reasons and I'd like to read about them in the comments!

In my opinion, the first factor is how a child feels at home. Because if he gets punished, when parents yell at him, get upset often, beat him (including spanking), he's stressed, anxious. He's afraid because he doesn't know what will happen later; he doesn't know if he won't get calmed down again, if he won't have to go to "time out". When someone is afraid, he close himself. He's very careful, watches each step. And later each new met person is a threat in a sense because if he can't feel comfortable at home, how can he feel comfortable with a stranger? He hides, doesn't trust, imagines that something bad will happen... and then he's called shy. 
It happens often that children are treated as a museum exhibit. You know, someone comes to the house and there are requests like: dance for us, sing, show us how you draw, say this and that! I think that things like these put children in an awkward situation because they often don't feel like showing off like this and they have the right to refuse doing something that doesn't seem right for them, isn't natural. And when they don't want to something, they hear: hey, don't be so shy! And this happens when, for example, a child is with her mother almost the whole time and then suddenly she's in a group of different people who usually want to touch her, hug her, talk to her as if she was a doll.
I believe that a big influence has also making fun of someone, laughing at them. I don't think that anyone can feel well in a situation when a group of people laughs at them because of what they're afraid of, what they don't like or don't want to to. It seems not very comfortable and suddenly they don't know what to do with themselves. And it doesn't matter how old they are - 5 or 25. They become less trusting and they're afraid that moments like that will repeat so they start to be careful with what and when they say things and later they're called shy because, for example, they don't make jokes like before or they don't fool around like before.
And you know what else I think? I think that inculcating all those rules to children's heads from the very first day of their life - don't do this, you're not allowed to do that, remember not to say that to anyone and sit like a girl and not like some guy! - make them be less free, they're not themselves and they're careful. Especially when they don't really know what will happen if they decide to do what is prohibited. And what happens then? Yes, they're called shy. 

Everything like that stay in a head and it's hard to get rid of it. The worst thing is that a lot of people are not aware of the fact how it all started and who's responsible for this and so they blame themselves and they really glue this word to them that prevents them from doing what they want to. Because of the fear what other people will say, what they will look like, what their family will think, etc. A phrase "I'm shy" lets them to put their problems aside but they stay inside for a long, long time and this phrase means more or less "I'm afraid, I'm stressed, I have a problem, I don't trust you".

This feeling when I want to do something but I can't... Something blocks me, I'm in front of the wall that I can never move and at the same time I can't tell what it is exactly, why it is like this and how to fix it, is horrible. I know this very well and I'll never make my children feel the same.

And you know what? When I stopped being afraid of what other people will think, I have a much better life! The difference is unimaginable. And I know that there's still more to do in front of me but everything will come sooner or later. And I wish you the same.


Talk to you next time!
Aga

Tuesday, July 7, 2015

Wizyta Moniki - Atlanta, Stone Mountain (4th of July), Senoia (The Walking Dead), Covington (The Vampire Diaries)... I inne :)



Independence Day (POL. Święto Niepodległości), nazywany inaczej Fourth of July, bo właśnie 4 lipca jest ono obchodzone. Jest to święto federalne, wolne od pracy. Upamiętnia ogłoszenie Deklaracji Niepodległości przez Stany Zjednoczone od Wielkiej Brytanii w 1776 roku. Z moich własnych obserwacji wynika, że jest to najważniejsze święto dla Amerykanów w całym roku. Domy poozdabiane są setkami flag i plakatów; odbywa się mnóstwo koncertów, festiwali, parad. Wieczorem natomiast pewnie wszędzie odbywają się pokazy sztucznych ognii.

Dzisiaj pokażę Wam trochę zdjęć i mapki do wspomnianych miejsc, żebyście mieli pojęcie o czym mówię :)

Najpierw pojechałyśmy do Piedmont Parku i miałyśmy zamiar przejść się trochę po Atlancie. Połaziłyśmy chwilę po parku i nagle tak deszcz zaczął lać, że aż nie wiem, jak to opisać. Miałyśmy parasolkę, ale i tak całe byłyśmy mokre... Ze spaceru po Atlancie nici, bo buty przemokły, a nie miałam nic na zmianę. Peszek.




Żebyście przypadkiem nie zapomnieli, jak wyglądam! :D


W trójkę pojechaliśmy na Stone Mountain 4 lipca. Mają tam pokaz laserowy i później pokaz fajerwerków. Pokaz laserowy był krótką historią o stanie Georgia, a podkładem muzycznym były m.in. popularne piosenki nagrane tutaj w okolicach, ale nie tylko, bo znalazła się tam też np. Katy Perry, której ja bardzo nie lubię ;) Nie obyło się oczywiście bez hymnu podczas którego większość stała na baczność. Powiem Wam, że dostać się tam było ciężko, bo bardzo dużo ludzi jechało i parking był pełny, więc trzeba było parkować w innych miejscach i potem na pieszo kawałek. Później ja i Monika musiałyśmy iść do łazienki, przed którą była taka kolejka, że stałyśmy równe 35 minut, a Nate poszedł zająć jakieś dobre miejsce i... nie mogłyśmy go znaleźć w tym tłumie, a później zgasili światła, więc to już było całkowicie niemożliwe. Wyszedł do nas później i wróciliśmy do miejscówki, którą znalazł razem. Straciliśmy parę minut, ale końcowo dało radę, więc spoko. Powinnam chyba się wreszcie nauczyć, żeby nie zostawiać wszystkiego na ostatnią chwilę, bo później takie efekty są ;) Ogólnie mi się podobało, naprawdę. Zwłaszcza fajerwerki. Pokażę Wam kilka zdjęć - klikajcie na nie, jeśli chcecie powiększyć.









Później pojechałyśmy do Senoi na spacer. Jako że miasteczko bardzo małe, to skwar nie był problemem. Już Wam o tym miejscu pisałam wcześniej, więc nie będę się powtarzać. Fajnie było! Lubię tak czasem sobie usiąść na słońcu i pogadać, chociaż wolałabym wtedy, gdy mam na sobie krem z filtrem, a ostatnio zapomniałam i trochę się bałam, że się spalę. Na szczęście nic takiego się nie stało, a jedynie moje ramiona są ciemniejsze niż reszta ;) 
Jako że ja nadal nie jestem gotowa z postem z lokalizacjami z The Walking Dead to informuję, że zdjęcia, które się pojawią w tym poście, powtórzą się również w tym, nad którym pracuję. Także tę część mojej dzisiejszej notki możecie odebrać jako zapowiedź tego, nad którym pracuję! Fajnie, co? ;)









Plan zdjęciowy:









Sklep z pamiątkami, w którym... no wydałyśmy trochę kasy.

"Fight the dead, fear the living"
Takie prawdziwe!!







*wzdycha* :D

I Monika. Nie oglądała tego serialu jeszcze, ale obie stwierdziłyśmy,
że lepiej niech sobie porobi zdjęcia, bo jak zacznie oglądać
i jej się spodoba, to będzie miała foty i nie będzie żalu :D


Ale to nie wszystko! Jako że Monika bardzo lubi serial The Vampire Diaries (którego ja nie oglądam), to pojechałyśmy również do Covington, gdzie ów serial nagrywają. Tutaj z mojej strony żadnej ekscytacji nie poczujecie, bo zwyczajnie nie wiedziałam, gdzie łaziłam, ale pokażę Wam fotki i ci, którzy oglądają, zrozumieją Monikę :) Ta wycieczka również mi się podobała, bo miałam okazję zobaczyć nowe miejsce i w ogóle, a to lubię! Pomijając fakt, że jazda tam było nieco stresująca.







Dziwne te manekiny... 





Mina pt. "nie rób mi już zdjęć, idę do ciebie" :D

Mystic Grill








Ogólnie w planach miałyśmy też wyjazd na Florydę na dwa dni, ale w końcu z tego zrezygnowałyśmy przez pogodę. Doszłyśmy do wniosku, że jakbyśmy miały jechać w deszczu i później nie wyjść nawet na plażę przez ulewy (które były tam co chwilę ostatnio), to po co marnować czas. Zostałyśmy więc tutaj i w sumie też było fajnie, więc nie żałujemy.

Monika podsumowała swoją wizytę takim tekstem: "Aga, ja się nie spodziewałam, że ty tyle jesz" :D


I tym miłym akcentem żegnam się z Wami. Idę zjeść jakieś śniadanie, później na lotnisko, a potem nie wiem w sumie, co będę robić.


Do następnego!
Aga